Wychodzimy się przejść. Spacerując kolejnymi uliczkami podziemnego miasta „Namba Walk” docieramy do najdłuższej ulicy handlowej Shinsaibashi-suji. W całości zadaszona ściąga prawdopodobnie wszystkich mieszkańców miasta, bo tłumy są niemiłosierne. Można tutaj znaleźć wszystkie rodzaje sklepów wraz ze stojącymi w drzwiach sprzedawczyniami nawołującymi klientów swoimi cienkimi głosikami. Wrażenia – bezcenne.
Tutejsze ulice oferują kuchnie chyba z całego świata od sushi zacząwszy, a na pizzy skończywszy. W wielu miejscach można pograć w jakieś Pachinko, o którym nie mamy zielonego pojęcia.
Niektóre miejsca wyglądają bardzo zachęcająco – niestety, żeby się do nich dostać trzeba stanąć w długiej kolejce. Szukamy dalej, próbując wyłapać miejsca w których oferują ‘english menu’ bo bez obrazków, za to z samymi japońskimi znaczkami, możemy tylko zgadywać co zamawiamy licząc na łut szczęścia, że nie będzie to nic obrzydliwego. Jak na złość, wszystkie mijane jadłodajnie oferują menu tylko w lokalnym języku. M. burczy w brzuchu coraz bardziej dlatego decydujemy się wejść do pierwszej, kusząco wyglądającej restauracji. Mamy szczęście, bo w oknie dostrzegamy tabliczkę ‘english menu inside’ i wydaje się nam, że oto łapiemy panam boga za nogi. W środku rozsiadamy się wygodnie, ładnie pachnie, miła pani wita nas w przejściu i prowadzi do stolika. Okazuje się, że angielskiego menu nie mają, takiego z obrazkami też nie więc zostają nam zmagania się z japońskim. M. wpada na pomysł żeby podpatrzyć co jedzą inni i okazuje się, że trafiliśmy do… włoskiej restauracji. Pierwszy posiłek w Japonii składa się z talerza makaronu i kawałków niezidentyfikowanego mięsa posypanego nieznanym rodzajem sera.
Trafimy do OIOI Namba Marui gdzie na razie robimy zakupy ‘oczami’ przeliczając wszystkie ceny na franki . Kto by pomyślał że w Japonii odnajdę swoją zakupową arkadię.
Po mimo tego że w ciągu dnia nie kładziemy się spać, w nocy w nocy przewracamy się tylko z boku na bok. Gdzieś po pierwszej w nocy udaje mi się w końcu zasnąć, ale na raptem dwie godziny. M. nie spał w ogóle a najdziwniejsze, że nazajutrz nie chodził zmęczony.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.