Wydarzenia ostatnich tygodni dają mi do wiwatu i regularnie spędzają sen z powiek. W całej sytuacji pozytywne jest to, że w końcu nadeszła refleksja jak bardzo chciałbym by moje ciało, mówiąc metaforycznie, dopasowane było do tych wszystkich widoków jak na wakacyjnej pocztówce. Zaniedbałem się. Większość życia spędziłem w nie do końca dobrej komitywie z samym sobą, teraz mam wrażenie jestem bardziej kompatybilny, wyżej zawiesiłem sobie poprzeczkę, a raczej z pewnością wyżej niż kiedyś. Dieta zawsze była dla mnie pewnego rodzaju utrapieniem, teraz robienie czegoś dobrego dla siebie na dobre funkcjonuje w mojej głowie. Zawsze dbałem głównie o głowę, bo tam snują się plany i marzenia, w myślach ochrzaniam siebie, rozmawiam ze sobą. Do tej pory ciało tylko omiatałem wzrokiem. Muszę przyznać, że i tak moje umęczone ciało dało radę przez te wszystkie lata, funkcjonowało dobrze po mimo tego czemu było poddawane przez ponad 35 lat. Nie katuję się jednak i nie żyłuję.
Okrutnie spadła mi odporność, często czułem się zmęczony, chory i rozbity, notorycznie łapałem jakieś wirusy, źle sypiałem, przybrało mi się na wadze, twarz zrobiła się ulana i opuchnięta. Od maja regularnie chodzę po lekarzach specjalistach, robię badania. Widoczne efekty dwuletniego okresu pracy z domu zmusiły mnie, aby zmienić nawyki żywieniowe, ograniczyć napoje wyskokowe i więcej się ruszać.
Pechowo, ostatnie urodziny w efekcie wypadku zamiast w Estonii, spędziłem na SORze, a zaplanowany urlop zamieniłem na L4. Dziś wróciłem do pracy, ale niespodziewanie odezwała się kontuzja stopy i znowu muszę do lekarza. Dziadzieje i zaczynam się sypać – jakąś masakrę zaliczam ogólnie.
Chyba musisz trochę zwolnić tempo…tak czy inaczej dużo zdrowia.
Mam podobne zdanie, trzeba zwolnić, zadbać o zdrowie i szczęście.
Zasyłam serdeczności
Piano piano . To wcale nie jest zły sposób na życie. Będzie dobrze. Po tych covidowych ekscesach wszyscy jesteśmy do tyłu. Serdeczności