Granica wieku i to kiedy zaczynamy się starzeć zależy wyłącznie od nas. Z upływem lat zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie abym mógł iść do pracy i jej nie lubić tego co robią choć naturalnie zdarzają się takie dni albo rzeczy, że wyłamuję się z takiego myślenia, bo w życiu zawsze jest szampan. Doświadczenia nie da się opowiedzieć, przekazać ani za nikogo przeżyć, ale jestem bardzo odważny i myślę, że ta moja odwaga to przede wszystkim elastyczność i sztuka stwarzania pozorów bycia wykształconym i pracowitym. Młodość zawsze jest bardzo interesująca, nadal jestem ciekaw świata i młodych ludzi.
Na szczęście na żadnym etapie mojego życia nie było tak, że widziałem tylko jedne drzwi, które albo zamykały się na dobre, albo otwierały, tylko tych drzwi, furtek, większych bądz mniejszych, było więcej, bo każde takie moje wejście/wyjście prowadziło do innej sfery. I tak na przykład tzw. drzwi zawodowe mogły być otwarte, a te „ogólnożyciowe” zamknięte. I odwrotnie. Czasem szło to w parze. Bywały u mnie okresy, że wszystkie drzwi były otwarte albo wszystkie zamknięte, bo są takie momenty, kiedy nic mi po prostu nie wychodziło. Mam coraz więcej lat, więc oczywiste, że wiele drzwi stoi przede mną zamkniętych.
Mam za sobą wszystko, co wynikło z upływu czasu, czyli jestem mniej gibki i jędrny, mniej wytrzymały, dłużej się regeneruję, potrzebuję więcej snu, nie mam tyle siły co kiedyś. Tych rzeczy już nie przeskoczę. Niektóre zawodowe furtki też są już zamknięte.
Otwierają się za to przede mną drzwi możliwości wymagające bogactwa przeżyć i dystansu. Bo z upływem czasu i nabytym doświadczeniem jestem bardziej pogodzony ze sobą, mamy większy luz na swój temat. Nie trzymamy się tak kurczowo własnego zdania, przestaję być niewolnikami własnego wizerunku, tego, jak chcę, żeby ludzie mnie postrzegali. Mam dużo mniejszy stres z powodu tego, co ludzie o mnie pomyślą, jak mnie ocenią. Kiedyś każdy błąd, każda porażka, krytyka urastały do rangi tragedii. Dzisiaj traktuję to jak kolejne doświadczenie albo po prostu macham ręką i idę dalej, potrafię sobie z tym poradzić. Nadal się przejmuję, ale łatwiej mi z tym żyć. I to jest ta fajna zmiana, to nowe otwarcie – większa samoświadomość tego, kim jestem, pogodzenie z tym, że już kompletnie inny nie będę, bo więcej niż połowę życia mam za sobą, więc nawet choćbym chciał, to radykalnie się nie zmienię.
Patrząc na mój zawód z jednej strony jest to wędka, ale z drugiej strony jest ciężki kawałek chleba. Choruje jak wół, lubię to oczywiście nie narzekam, ale jak ktoś na to patrzy z boku to niekoniecznie zgodzi się że mam fajowe życie.
Ostatnio usłyszałem bardzo ciekawe stwierdzenie: kiedyś dojrzały facet kiedy wpadał w kryzys wieku średniego kupował sobie samochód najlepiej kabriolet, potem była moda na kupno motoru najlepiej Harleya Davidsona a teraz? Teraz faceci wybierają triathlon.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.