Pracowity weekend

Robi się ciepło, coraz częściej świeci słońce, w sobotę miałem wenę i ogarnąłem chatę: wziąłem berło w dłoń, wyszorowałem łazienkę na błysk, odsunąłem nawet pralkę i wyczyściłem filtr, z sedesu który teraz wygląda jak nowy, byłem tak dumny, że przez cały dzień postanowiłem z niego nie korzystać. Odkręcałem nawet kratki wentylacyjne, odsunąłem szafki w kuchni, lodówkę, przeleciałem sufitowe sztukaterie i framugi podłogi, przetarłem podłogi pod łóżkiem i sofą, dodatkowo lampy, żyrandole, szybki w drzwiach wycierałem, czyściłem klamki i odkurzyłem wycieraczkę. Na koniec zabrałem się za ratanowy zestaw wypoczynkowy na balkonie, panele, balustradę, wyprałem siedziska i poduszki, zmiotką najpierw na sucho a potem szmatą na mokro obskoczyłem dwa razy kafle podłogowe. Jak skończyłem, to padłem na twarz spocony, ale sezon letni uznaję oficjalnie za otwarty.

Żeby sobie zrekompensować tę ciężką harówę, zaprosiłem się na niedzielny obiad do restauracji na ostrygi, szampana, szparagi i i pokaźnego Wiener Schnitzela.

Opublikowano Uncategorized | 2 Komentarze

Milczenie przestaje być złotem

W mojej firmie prócz zwyklej pracy, wykonywania obowiązków, spotykania się w kafeterii w przerwie na kawie na pogaduchy, dobrze widziane jest udzielania się w różnych inicjatywach mniej lub bardziej charytatywnych oraz akcjach promujących właściwe postawy w przestrzeni publicznej, bo nasza narracja ma wpływ na rzeczywistość. Każdy praktycznie zmuszony jest szukać własnej drogi. Takiej, która ma sens i zwiększa pozytywny wpływ na organizację, zatrudnionych w niej ludzi, ale też na społeczeństwo, na dziś, jutro i z myślą o przyszłości i przyszłych pokoleniach. To jest wspólny kierunek, którego potrzebujemy, by budować lepszy świat – przeczytałem… Takimi tematami są prawa człowieka, spory światopoglądowe, które oddziałują na kwestie takie jak prawa kobiet, równość rasowa, zmiany klimatu czy sytuacja osób LGBT+ oraz wszystkich społeczności ABCDEFGHIJKLMNOPRSTUWYZ i w nich powinny angażować się światowy biznes, bo są one bardzo ważne dla dużej części naszego społeczeństwa. Wszystko według jednej właściwej tylko zasady, że oczekiwania konsumentów wobec firm będą wzrastać – wpływa na to ma z jednej strony stosunek millenialsów do biznesu, od którego coraz częściej oczekują wykorzystywania przez przedsiębiorstwa mocy sprawczej do rozwiązywania najistotniejszych problemów współczesnego świata. Z drugiej strony, konsumenci z biegiem lat coraz bardziej przekonują się, że marki powinny zajmować jasne stanowisko w kontekście różnych spraw społecznych.

Firmy coraz częściej udzielają się w sprawach niezwiązanych bezpośrednio z biznesem czy ich wiodącą działalnością. I tak pracownicy czy inne korpoludki, chcąc czy nie chcąc muszą uczestniczyć w dyskusjach dotyczących np. praw kobiet.

Ostatnio, w ramach szeroko zakrojonej inicjatywy dotyczącej kobiet oraz ich warunków w naszej organizacji, w kuchni naszego biura znalazłem taką oto ciekawą lekturę, zapewne zakupioną z budżetu akcji…

Poradnik dla kobiety, która świadoma jest zasady: “Jak cię widzą, tak ci płacą”. Jak twój ubiór wpływa na twoje zarobki. W jaki sposób, to jak się prezentujesz może pomóc ci w karierze, czy wiesz, że twój wizerunek znacząco wpływa na to jak rozwija się twoja kariera? Dzięki lekturze tej książki kobieta dowie się: jak ubrania wpływają na postrzeganie jej w pracy, jakich kolorów wybierać ubierając się do pracy na dzień i wieczór, jak ubrać się na rozmowę o pracę, kolację z szefem oraz bal, jak ubrać się aby podkreślić swoje kompetencje, jak się malować i czesać. Wszystko okraszone fotografiami z gotowymi stylizacjami na każdą okazję. „Wieczorową porą na kolację z lub bez wieczornych tańców dobrym wyborem będzie długa sukienka, nie powinna to być jednak suknia balowa. Pamiętaj: im późniejsza godzina spotkania, tym mniejszy rozmiar powinna mieć torebka. Również biżuteria powinna być inna niż za dnia: nie bardzo bogato zdobiona, powinna się błyszczeć i mienić, ale nie powalać rozmiarem i ilością. Dozwolony jest głęboki dekolt, wskazane odkryte ramiona. Twoja fryzura powinna być bardzo elegancka, makijaż wieczorowy i wyrazisty.”

Koledzy podchwycili książeczkę, przeglądając zdjęcia porównywali je do prezencji naszych koleżanek pracujących z nami w biurze. Konfrontacja poradnika z rzeczywistością wypadła słabo, raz że kobieta nie musi wyglądać jak zagłodzona modelka, dwa podkreślania, jakoby to tylko drogie markowe ubrania były ok było nie na miejscu, po trzecie w biurze mamy prawie 20% Azjatek i taka moda w ogóle ich nie dotyczyła. Ktoś to podrzucił to arcydzieło strzelił kobietom w kolano, bo warto byłoby jednak trochę zejść na ziemię, większość czytelniczek pewnie kokosów nie zarabia i nie kupi sobie czegoś z włoskiego czy paryskiego domu mody. Reszty porad szkoda komentować. Nie mogłem się jednak powstrzymać, bo mam to poniekąd w DNA i jednej mojej małej, wrednej, pyskatej „koleżance” z zespołu o radiowej urodzie, z etykietką tej najbardziej sumiennej, zaangażowanej wazeliniary, wręczyłem to dzieło – do poczytania przed snem i z sugestią zapisania się na zajęcia wyrównawcze…

Opublikowano praca | Otagowano | 12 Komentarzy

Przewrotność

W pracy od miesięcy nieustannie mi się układa. Jest dobrze, bo nie myślę o pracy non stop, nie przeżywam codziennych stresów, nie ma dram, wzlotów i upadków,  dobrze sypiam, nie rozwijam się nie wiadomo jak, ale to cena świętego spokoju. Poprzedni rok był bardzo udany, osiągnąłem wymagane wyniki, klienci mnie chwalą, w tym półroczu to samo, dostałem parę nagród i zostałem wystawiony do awansu. Nie ukrywam, połechtało to moją próżność, bo bardzo dobre wyniki przyszły mi wyjątkowo łatwo, zacząłem więc mentalnie przyzwyczajać się, że od jesieni będę wyżej i będę dostawał więcej za swoją pracę. Zwłaszcza że w porównaniu ze mną mój zespól wypada bardzo blado. Moja firma w zeszłym roku ogłosiła wielki podział, w związku z nim zmobilizowała środki oraz ogromną liczbę specjalistów, wydała ponoć 600 milionów dolarów aby z sukcesem dokonać czegoś czego nie zrobił żaden z naszych czterech wielkich globalnych konkurentów. Poszczęściło mi się, wyraziłem chęć wzięcia udziału w tym projekcie i zostałem z miejsca zaakceptowany. Kilka miesięcy dość intensywnie pracowałem, dużo się douczyłem byleby unieść ciężar przyszłych zadań oraz sprostać wadze inicjatywy. Ucieszyłem się nawet, gdy przed wylotem do Kolumbii moja dyrektorka z Wielkiej Bretfanii zakomunikowała, że wstrzymają się z pracami do mojego powrotu, bo zależy jej, abym to właśnie ja nadzorował kolejne etapy prac i zadania do wykonania. Tyle tylko, że gdy wróciłem z Kolumbii projektu nie było, a w świat poszła informacja o wielkiej porażce i nieudolności naszego zarządu. W następstwie tego 3000 osób straciło pracę, w moim zespole niektórzy ludzie potracili posady, inni zostali zmuszeni poszukać sobie zajęcia przy innych inicjatywach, których nie ma bo na świecie zaczyna się kryzys, a firmy tną koszty i nie potrzebują zatrudniać obrzydliwie drogich konsultantów. Międzynarodowa firma doradcza, która nie potrafiła doradzić sama sobie – wizerunkowa porażka i wstyd. Wielu kolegom i koleżankom oberwało się rykoszetem za nieudolność i krótkowzroczność naszego zarządu ale ja zostałem jako jeden z 45 osób. W moim dziale na blisko 50 osób jednym z niewielu który ma co robić, zarabia i przynosi zyski. Mogłem zacierać wiec ręce, szykowa butelkę szampana, zostałem wysłany na dodatkowe szkolenia na kadry zarządzającej, dodano mi obowiązków, bo wiadomo rokuję.

We wtorek przyjechała moja szefowa z Warszawy i ogłosiła, że zamieniły się zasady promocji. Muszę pracować dwa lata na danym stanowisku aby być awansowanym, co w praktyce oznacza że swój wózek będę ciągnąć kolejne 12 miesięcy nieustannie dowożąc wszystko na czas i zbierając same pochwały. Korporacja to randka z transwestytą: najpierw wymiana komplementów i grzeczności, czułe szepty do ucha, potem delikatne nosio-eskimosio, fiku-miku, kiziu-miziu, głębokie patrzenie sobie w oczy, łapanie się za ręce, zdejmowanie koszuli, potem spodni i bielizny i niby wszystko cacy a tu nagle ch..j.

Opublikowano praca | Otagowano | 3 Komentarze

Przesilenie wiosenne

Granica wieku i to kiedy zaczynamy się starzeć zależy wyłącznie od nas. Z upływem lat zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie abym mógł iść do pracy i jej nie lubić tego co robią choć naturalnie zdarzają się takie dni albo rzeczy, że wyłamuję się z takiego myślenia, bo w życiu zawsze jest szampan. Doświadczenia nie da się opowiedzieć, przekazać ani za nikogo przeżyć, ale jestem bardzo odważny i myślę, że ta moja odwaga to przede wszystkim elastyczność i sztuka stwarzania pozorów bycia wykształconym i pracowitym. Młodość zawsze jest bardzo interesująca, nadal jestem ciekaw świata i młodych ludzi.

Na szczęście na żadnym etapie mojego życia nie było tak, że widziałem tylko jedne drzwi, które albo zamykały się na dobre, albo otwierały, tylko tych drzwi, furtek, większych bądz mniejszych, było więcej, bo każde takie moje wejście/wyjście prowadziło do innej sfery. I tak na przykład tzw. drzwi zawodowe mogły być otwarte, a te „ogólnożyciowe” zamknięte. I odwrotnie. Czasem szło to w parze. Bywały u mnie okresy, że wszystkie drzwi były otwarte albo wszystkie zamknięte, bo są takie momenty, kiedy nic mi po prostu nie wychodziło. Mam coraz więcej lat, więc oczywiste, że wiele drzwi stoi przede mną zamkniętych.

Mam za sobą wszystko, co wynikło z upływu czasu, czyli jestem mniej gibki i jędrny, mniej wytrzymały, dłużej się regeneruję, potrzebuję więcej snu, nie mam tyle siły co kiedyś. Tych rzeczy już nie przeskoczę. Niektóre zawodowe furtki też są już zamknięte.

Otwierają się za to przede mną drzwi możliwości wymagające bogactwa przeżyć i dystansu. Bo z upływem czasu i nabytym doświadczeniem jestem bardziej pogodzony ze sobą, mamy większy luz na swój temat. Nie trzymamy się tak kurczowo własnego zdania, przestaję być niewolnikami własnego wizerunku, tego, jak chcę, żeby ludzie mnie postrzegali. Mam dużo mniejszy stres z powodu tego, co ludzie o mnie pomyślą, jak mnie ocenią. Kiedyś każdy błąd, każda porażka, krytyka urastały do rangi tragedii. Dzisiaj traktuję to jak kolejne doświadczenie albo po prostu macham ręką i idę dalej, potrafię sobie z tym poradzić. Nadal się przejmuję, ale łatwiej mi z tym żyć. I to jest ta fajna zmiana, to nowe otwarcie – większa samoświadomość tego, kim jestem, pogodzenie z tym, że już kompletnie inny nie będę, bo więcej niż połowę życia mam za sobą, więc nawet choćbym chciał, to radykalnie się nie zmienię.

Patrząc na mój zawód z jednej strony jest to wędka, ale z drugiej strony jest ciężki kawałek chleba. Choruje jak wół, lubię to oczywiście nie narzekam, ale jak ktoś na to patrzy z boku to niekoniecznie zgodzi się że mam fajowe życie.

Ostatnio usłyszałem bardzo ciekawe stwierdzenie: kiedyś dojrzały facet kiedy wpadał w kryzys wieku średniego kupował sobie samochód najlepiej kabriolet, potem była moda na kupno motoru najlepiej Harleya Davidsona a teraz? Teraz faceci wybierają triathlon.

Opublikowano Mądrości | Otagowano | 2 Komentarze

Estonia

Na majówkę przeniosłem się do Estonii. Dwa dni spędziłem w Tallinie a kolejne dwa w pięknym uniwersyteckim Tartu. Tak w ogóle to w Estonii bardzo mi się podoba. Z jakiegoś niewytłumaczonego powodu bardzo lubię tutaj wracać, o  krajach nadbałtyckich napisałem swoją pracę magisterską a ile razy idę tutejszymi ulicami i dostrzegam budynki z logo SEB przypominają mi się raporty, cyfry, statystyka i prognozy. Bardzo lubię to poczucie przestrzeni, skandynawskie pustki, panuje tutaj bardzo mała gęstość zaludnienia stąd spacerując głównymi ulicami czasami można naprawdę nikogo nie spotkać.

Nie chciałem spędzać wolnego czasu siedząc samemu w domu, na długi weekend było ryzyko brzydkiej pogody, kupiłem więc bilet, spakowałem się i czmychnąłem do innego świata.

Jak to zwykle bywa z planami – wyszło na opak, bo w Polsce było ładnie a tutaj ogólnie często lało i wiało i prawie głowę by mi urwało. Ponadto Tallin zamienił się w gigantyczny płac budowy, z lotniska nie kursował tramwaj, centrum miasta rozkopane, pełno buldożerów, dźwigów, koparek, żeby przejść przez skrzyżowanie trzeba było zawsze sporo nadrabiać, bo ulice były pozamykane. Ale nic to, zostałbym w domu to oglądałbym Netfliksa, pewnie same głupie rzeczy przychodziłyby mi do głowy.

Jak już miałem wszystko zaplanowane, to wtedy w przeddzień wylotu okazało się, że nie mam w ogóle żadnego urlopu do wykorzystania, bo zaplanowałem przysługująca mi pulę w całości na wrzesień i październik. Na szczęście 2. maja i tak nic ciekawego się nie działo i nikt nawet nie zauważył, że nie pracowałem.

W Tallinie mewy są wielkości indyków i nieustannie mnie przerażają, za każdym razem jak spotykam jakąś na swojej drodze, to przychodzę na drugą stronę chodnika, bo boję się konfrontacji czy aby mnie ptaszysko nie zaatakuje.

Opublikowano podroze | Otagowano , | 8 Komentarzy

O Szwajcarii

Przeglądałem dzisiaj moje notatki i dopiero teraz, tak naprawdę zdałem sobie sprawę, jak przez bardzo długi okres nic nie pisałem przez co umknęło mi wiele rzeczy. Trochę zastanawiałem się czy warto pisać o nich teraz, czy należy w ogóle zapisywać tamte myśli.

Marzec był katastrofalny dla Szwajcarii i Szwajcarów. Emblematyczne szwajcarskie produkty napotkały poważne problemy: upadł Credit Suisse, a UBS został zmuszony do ich zakupu. Toblerone będzie musiał wyciąć logo góry Matterhorn z opakowania. A nazwa „Gruyère” została oficjalnie zdegradowana do ogólnego terminu („gruyere”) w Stanach Zjednoczonych.

Historia Credit Suisse była szeroko omawiana. We Wrocławiu to jeden z największych pracodawców, zatrudniający ponad 4 tys osób. Połowa osób wyleci a rynek zaleje masa ludzi o podobnym jeśli nie o takim samym doświadczeniu i kompetencjach. Znajomi, którzy pracują tam po kilkanaście lat liczą na sowite odprawy, a ja życzę im powodzenia w szybkim znalezieniu nowego zajęcia.

Toblerone prawdopodobnie zbytnio nie ucierpi, mimo że Szwajcarzy podchodzą bardzo emocjonalnie do swojego logo Matterhorn. Amerykańska międzynarodowa firma rolno-spożywcza Mondelez, do której należy Toblerone, postanowiła wyprodukować niektóre ze słynnych trójkątnych tabliczek czekolady poza Szwajcarią na Słowacji. W rezultacie – ze względu na surowe normy „szwajcarskiego” ustawodawstwa – opakowania nie mogą już zawierać symboli narodowych, takich jak Matterhorn. Ta ustawa, poparta przez parlament, ma na celu obronę wartości etykiety „made in Switzerland”. Kultowa góra zostanie zastąpiona zwykłą. Na szczęście Toblerone może zatrzymać swojego niedźwiedzia – symbol stolicy Berna.

Szwajcarscy i francuscy producenci Gruyère mają do przełknięcia bardziej gorzką pigułkę. Sąd apelacyjny w stanie Wirginia w USA podtrzymał wcześniejsze orzeczenie, że nazwa „Gruyère” nie może być ograniczona do sera produkowanego na określonych obszarach. Termin „gruyere” będzie uważany za rodzajowy. Tylko patrzeć jak pojawi się i w polskich sklepach i to o połowę tańszy.

Opublikowano Szwajcaria | Otagowano | 2 Komentarze

Patrząc przed siebie

Prawie dwie dekady temu, wciąż będąc studentem wypisałem sobie miejsca na świecie, które chciałbym odwiedzić. Wiele z tych planów zmaterializowało się, spełniły się tamte marzenia, kilka wciąż pozostało do zrealizowania.

Podobno niegdyś jedno najbardziej romantycznych miast świata. Raj na ziemi.

Przed wieloma wiekami, gdy Wielki Meczet był jeszcze zupełnie nowym budynkiem, na jego ścianach lśniły mozaiki o olbrzymiej powierzchni. Niezliczone płytki przekształciły kamienną powierzchnię w świat wierzbowych liści, kwiatów i smukłych drzew o gałęziach ciężkich od owoców. Fragmenty tej mozaiki przetrwały podobno do dziś, niektórzy uczeni widzą w nich wizję koranicznego raju albo Ogrodów Edenu, inni uważają że je za obraz miasta w okresie jego największej świetności. Miasto pełne minaretów i wież – leżące na płaskowyżu na zboczu góry, przetykany strumieniami, kanałami irygacyjnymi i przesycone zielenią – musiało sprawiać wrażenie wręcz nierealności. Miasto, usytuowana między chłodnymi wzgórzami i skwarem pustyni, między jałowymi piskami i nieurodzajną glebą gór, stanowiło oazę w najlepszym znaczeniu tego słowa. W latach 90. było gwarnym, nowoczesny miastem, którego betonowe gmachy wzniesione w zachodnim stylu,, czyniły zeń ówczesną metropolię.

Damaszek. Wyprawa do Syrii. Fajnie jak marzenia są też dla nas niespodzianką.

Opublikowano podroze | Otagowano , | 6 Komentarzy

Powrót do rzeczywistości

Od jutra powinien wrócić do pracy. Pech chciał, że kilka dni temu w Bogocie złapałem jakiegoś wirusa: oczy mnie pieką, w gardle mnie drapie, do tego doszła gorączka, ogólne osłabienie i potworny ból głowy. Ogólnie leżę, śpię, jestem nietomny a na samą myśl powrocie na 10 godzin do biura odrzuca mnie totalnie. Myślałem że mi przejdzie ale ten stan ciągnie się za mną od czwartku więc nie będę udawał chojraka, tylko zostanę kilka dni w domu i pójdę do lekarza. W pracy pewnie szał ciał, popatrzyłem na kalendarz zawalony spotkaniami przez cały tydzień. Gdybym chciał być bardzo odpowiedzialny i fair, poszedłbym do biura choćby z gorączką i na trzęsących się nogach. Tyle już żyję i widziałem jak firmy zwalniają ludzi z dnia na dzień, nie pytając o zdanie czy komuś to pasuje. Dlatego ze mną czy bez korpo sobie poradzi…

Opublikowano Uncategorized | 8 Komentarzy

powrót do domu

Smutno było mi opuszczać Kolumbię. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że bardzo podoba mi się ten kraj, atmosfera miast, ludzie, ten niesamowity spokój i wolność, które odczuwam, ile razy przebywam w tym odległym zakątku świata. Mieszkać bym tam może nie chciał, chociaż jeśli zastanowić się bardziej ciągnie mnie do Chile – mógłbym zamieszkać i pracować w Santiago. Każdy weekend spędzałbym w Valparaiso, podładowując baterie i rozkoszując się atmosferą miasta i jego widoków. Musiałbym tylko podreperować swój hiszpański, bo bez tego ani rusz.

Padało, kiedy zamówioną taksówką wyruszyłem w kierunku lotniska El Dorado. Z pewną melancholią patrzyłem przez mokrą szybę mijając wzrokiem lokalne widoki, bo za kilkanaście godzin miałem wrócić do dobrzej znanej mi rzeczywistości.

Bagaż odprawiłem bardzo szybko, byłem nawet pierwszy, który otrzymał kartę pokładową, nie wiem w sumie dlaczego, miałem po prostu szczęście. Miła dziewczyna obsługująca odprawę Lufthansy wpuściła mnie pierwszego do kolejki a ja nie protestowałem.

Latając często samolotami kilkunastokrotnie przerobiłem sytuacje kiedy uszkodzono mi bagaż. Musiałem potem meldować ten fakt na lotnisku, zgłaszać szkodę, wypełniać papierki, pisać reklamację do linii lotniczych, robić zdjęcia, znowu wypełniać formularze, a potem czekać na decyzję. Przerobiłem podróżowanie z walizkami z niezniszczalnych materiałów, mniej lub bardziej markowych. Wniosek wysunął się sam: linie lotnicze są wstanie uszkodzić lub sponiewierać najbardziej niezniszczalny bagaż, nawet najdroższy i najlepszy model Rimowy. Ostatecznie wynik na końcu sprowadza się do dwóch możliwości: bagaż da się naprawić wymieniając uszkodzoną część albo linia lotnicza oddaje pieniądze do wysokości wartości bagażu pomniejszone o roczną amortyzację. Przez 16 lat latania non stop przerobiłem 4 walizki Rimowy, wszystkie w pewnym momencie zostały doprowadzone do stanu nienaprawialności i nieużywania. Od kilku lat zwykle co drugi wyjazd jestem zmuszony wymienić bagaż na nowy, ale kupuję pseudomarkowe plastyki ogólnie dostępne pośród sieciowych promocji. Te niszczone są po pierwszym lub drugim wyjeździe i to bez względu na dalekość lotu.

Przed wylotem do Kolumbii kupiłem nową walizkę, której użyłem raz, lecąc do Libanu. Lecąc do Kolumbii mój bagaż został zmasakrowany już po przylocie do Mexico City. Odbierając go z taśmy powinienem był zgłosić szkodę od razu, ale że nikt nie mówił po angielsku podarowałem sobie tą wątpliwą przyjemność użerania się z lotniskową biurokracją i zgłaszania szkody. Kółka połamane, kilka pęknięć i wgnieceń w poszyciu. Latając między kolejnymi miastami zabezpieczałem walizkę taśmami, aby za którymś razem po przylocie nie odpadło mi dno a z taśmociągu wyjechały moje porozrzucane gacie. Szczęśliwe udało mi się dotrzeć do ostatniego odcinka podróży, zapakowałem walizkę w coś co przypominało ochronny kondom, bo Lufthansa nie pozwala na oblepianie bagażu plastikowa taśmą i w ten sposób dotarłem do Polski a szkodę zgłosiłem dopiero po powrocie.

Miałem szczęście że wróciłem zgodnie z planem, w tych dniach akurat związki zawodowe niemieckiego przewoźnika ogłosiły strajk, wiele lotów zostały odwołanych albo mocno opóźnionych. Ja jedyne z czym musiałem zmierzyć się po wylądowaniu we Frankfurcie, to odnalezienie właściwej bramki na lot do domu. W ramach strajku – jak mniemam – nie działały żadne wyświetlacze…

Opublikowano podroze | Otagowano , | 7 Komentarzy

Bogota – c.d.

Postanowiłem że zwiedzając Bogotę nie będę korzystał z żadnych lokalnych biur podróży. W przeszłości kilkakrotnie korzystałem w opcji free walking tours. Nie ma oficjalnej definicji bezpłatnej wycieczki, ale można ją zdefiniować jako wycieczkę typu „płać za to, co czujesz”, na podstawie napiwków, które zostawia się lokalnemu przewodnikowi. Ten rodzaj wycieczki może trwać od 1 do 4 godzin (niektóre trwają nawet dłużej), chociaż zwykle są to dwie godziny. Skorzystałem z tej opcji na Arubie, wcześniej z ciekawości skorzystałem z tej opcji na Malcie, w Edynburgu a nawet rodzinnym Wrocławiu. Zawsze wychodziłem z takiej wycieczki bardzo zadowolony i bogatszy o historie poznawanych miejsc. Miałem szczęście, bo moja wycieczka zaczynała się dokładnie na placu przy Parku Marqueza tuż pod moim hotelem. Wyszedłem po śniadaniu szukając przewodnika z niebieskim parasolem – znakiem rozpoznawczym organizatora. Na placu trwał targ, wokoło pełno było straganów i sprzedawców wystawiających swoje towary: od lokalnych pamiątek, po ubrania, numizmaty czy inne lokalne rękodzieło. Wśród kręcących się przechodniów zauważyłem kilku turystów, z góry założyłem że podobnie jak ja, przyszli wziąć udział w zorganizowanym spacerku. Przewodnik pojawił się punktualnie o 10, chwilę potem wszyscy zaczęliśmy zbierać się wokół niego, by rozpocząć nasz spacer po dzielnicy La Candelaria. Znów było bardzo kolorowo, bo to chyba najbardziej znana historyczna dzielnica Bogoty, którą można nawet określić jako Stare Miasto. To tu znajduje się najwięcej utrzymanych w dobrej kondycji starych domów, kościołów czy wszelkiego rodzaju budynków utrzymanych w stylu barokowym. Dzięki wyłączeniu tej dzielnicy z ruchu samochodów można cieszyć się możliwością komfortowego przemieszczania się po niej, spacerowania oraz zapoznawania się z historyczną stroną stolicy Kolumbii. W obrębie tej części miasta znajduje się grom turystycznych atrakcji oraz pubów i restauracji, dzięki czemu to właśnie ona jest najczęściej odwiedzana przez turystów z całego świata.

Popołudnie spędziłem w Muzeum Botero – kolumbijskiego artysty uwielbiającego karykatury. Wszystko w tematyce grube jest piękne. Miejsce przeznaczone zarówno dla znawców sztuki, jak również ludzi takich jak ja, którzy mają poczucie humoru i chcą się nieco rozerwać niekoniecznie zastanawiając się co autor miał na myśli. Ciekawe jest to, że po mimo ogromnego zainteresowania wstęp do muzeum jest darmowy. W muzeum niestety większość informacji jest napisana tylko po hiszpańsku, ale prawdę mówiąc właściwie nie potrzebowałem żadnej dodatkowej czytanki, aby obejrzeć wystawę i uśmiechnąć się pod nosem. Z nowo poznanymi znajomymi z El Salvador wybraliśmy się do restauracji La Puerta Falsa (Fałszywej Drzwi). Znałem to miejsce z wcześniejszego pobytu w Bogocie, ale bardzo chętnie tam wróciłem, bo miejsce choć turystyczne, nieodmiennie serwuje najlepsze ajiaco na świecie. Reklamują się jako najstarszą restaurację w Bogocie – bardzo małe miejsce po prawej stronie ulicy idąc w kierunku Placu Bolivara. Musieliśmy trochę poczekać w kolejce czego nie cierpię, ale było warto by skosztować wszystkich tradycyjnych kolumbijskich potraw.

Stamtąd pojechaliśmy razem do El Chicó do bardziej zamożnej dzielnicy położonej w mieście Chapinero na północ od Bogoty. Zupełnie inne miejsce i inny czas, nawet ludzie są tutaj ładniejsi, bo zadbani jak na amerykańskich serialach. W czasach kolonialnych była to część obszaru rozległych hacjend z uprawami pszenicy, gdzie odpoczywały najbogatsze rodziny. Mieści się tutaj kilka luksusowych rezydencji i budynków oraz jest siedzibą niektórych ambasad i delegatur organizacji międzynarodowych. Dużą atrakcje stanowi Parque de la 93 przy którym zatrzymaliśmy się na drinka a później na kolacje. Uber działał do tej pory bezproblemowo, ale tutaj zdarzyło nam się czekać na przyjazd prawie godzinę, bo nikt nie chciał przyjechać po nas po minimalnej stawce. Była prawie północ, wziąłem sprawy w swoje ręce i zamówiłem nam przejazd za podwójną stawkę za to w bardzo komfortowych warunkach.

Opublikowano podroze | Otagowano , | Dodaj komentarz