Ledwo dojechaliśmy do hotelu, okazało się że nastąpiła szybka zmiana planów. Moj lokalny przewodnik Murtdaza czekał na mnie przed wejściem. Załatwił mi klucz, zawiózł na piętro, opowiadając po drodze co i jak zmieniło się w naszych planach, na koniec dając mi pół godziny na bardzo szybki prysznic i przebranie się.
Gdy w końcu zostałem sam, nie wiedziałem co najpierw, rozebrałem się i z niebywałą ulgą wskoczyłem pod ciepły prysznic, zmyć z siebie wszystkie znamiona podróży. Pokój nie wyglądał najgorzej, sprawnie działała klimatyzacja. Łazienka była tylko ok tzn. woda leciała ciepła, toaleta w stylu zachodnim, ale na wszelki wypadek niczego tam niepotrzebnie nie dotykałem a pod prysznic wszedłem w klapkach, żeby nie nabawić się jakiegoś grzyba. Dopiero gdy skończyłem okazało się, że w tym hotelu nie dają… ręczników.
W drodze do Babilonu dwukrotnie zatrzymywała nas policja, różnica w podróżowaniu po dziwnych krajach z biurem podróży w większej grupie jest taka, że nikt nie zagląda ci w bagaże. Teraz musiałem wysiąść, odpowiedzieć skąd jestem i po co przyjechałem, dokąd jadę, pokazywać paszport, który szczegółowo analizowano, potem kierowcę poproszono by otworzył bagażnik i zrobili mi lekki kipisz w walizce, zaglądali nawet do kosmetyczki i wertowali kartki książki.
Babylon – to jeden z głównych powodów mojej podróży do Iraku. Bramę Isztar spostrzegłem z daleka, choć to tylko rekonstrukcja, bo oryginał znajduje się w Muzeum Pergamońskie w Berlinie, jej kolorystyka robi niesamowite wrażenie ogromną paletą barw oraz dekoracjami w postaci małych rozet, wężo-smoków, byków i lwów wszystko na tle glazurowanej cegły w intensywnym niebieskim kolorze.






Potem było jakbym cofnął się w czasie, wrócił do zajęć i podręcznika do historii klasy IV, słuchałem i patrzyłem na wszystko co pozostało po starożytnej Mezopotamii, Hammurabim, Nabuchodonozorze, Wiszących Ogrodach Semiramidy, Wieży Babel, Kserksesie i Aleksandrze Wielkim zachwycając się, że rzeka na którą patrzyłem to Eufrat.









Przypomniano mi czasy propagandy religijnej: Wielki Babilon, „matka nierządnic i obrzydliwości ziemi”, uosobienie zła i dekadencji oraz czasy współczesne: po zakończeniu II wojny w Zatoce (2003) niedaleko częściowo zrekonstruowanych pozostałości Babilonu znajdowała się główna baza wojsk polskich w Iraku tzw. Camp Babilon. Lokalni przewodnicy oraz strażnicy na samo hasło że jestem z Polski popisywali się znajomością polskich wyrażeń: „dzień dobry”, „dziękuję”, „przepraszam”, ”upał”, „rumianek” oraz dający najwięcej opcji do interpretacji „nie mówię nie”.
Pokryta błękitną farbą brama Isztar wygląda jak nowa. I rzeczywiście jest nowa, bo w latach 80. Saddam Husajn kazał zbudować cały Babilon od nowa.
Po Saddamie Husajnie zostały cegły użyte do odbudowy miasta, na których umieszczono napis symbol jego zadufania „Wybudowano przez Saddama Husajna, syna Nabuchodonozora, aby okryć chwałą Irak”.









W następstwie operacji „Iracka wolność” tutejszy pałac babiloński Saddama – i wiele innych wystawnych rezydencji, które zbudował w całym kraju – zostały splądrowane i pozostawione na pastwę losu, jako smutna pamiątka po upadłym dyktatorze, wybielona do białości przez palące pustynne słońce.
Murtdaza powtarzał to co czytał w lokalnej prasie, że ruiny zostaną przekształcone w muzeum, aby upamiętnić szaleństwa dyktatora i niekończącą się przemoc sekciarską, która nastąpiła po jego upadku.








Wejścia do pałacu broniły zasieki z drutów kolczastych. Choć teren był ogrodzony znaleźliśmy niewielką dziurę w płocie i weszliśmy do środka. Kilkanaście lat po upadku Saddama jego pałacowy hołd dla cesarza stał się upiorną skorupą. Potłuczone szkło i graffiti są rozrzucone po niegdyś wspaniałych salach pałacowych. Z wielopiętrowego pałacu górującego nad ruinami starożytnego Babilonu wyłania się obraz potężnego imperium, jakie wyobrażał sobie Saddam: spektakularne schody prowadzą od majestatycznego holu do gigantycznych pomieszczeń, z których roztacza się widok na rzekę.
Dostrzegłem ślady Saddama, jak jego inicjały wyryte na kamiennej fasadzie, ale poza tym pałac nie nosi prawie żadnych śladów dawnej świetności, z rozbitymi oknami, ścianami pokrytymi graffiti i gołębiami gnieżdżącymi się w belkach. Dla mnie wejście na wcześniej zakazany teren było cichym, surrealistycznym powodem do świętowania.

O bogowie, jak tam pięknie!
A nie mówiłem?! 😄