Zwlokłem się z łóżka o 3 przyjechał po mnie Piotr i razem pojechaliśmy na lotnisko. Śmiałem się, bo miał lżejszą walizkę od mojej a potem wpadłem w lekki stres kiedy okazało się że mam 6kg nadbagażu – na szczęście pan przy odprawie przymknął na to oko. Lecąc z Piotrkiem miałem z niego niezły ubaw – chłopak leciał pierwszy raz w życiu samolotem, na dodatek od razu do Indii. Śmiałem się z niego jak nadawał swój bagaż, jak przechodził przez bramki i cały czas mu coś dzwoniło, nawet jak było już po wszystkim nagle wezwano go przez megafon, bo odkryto w jego bagażu dużą ilość wody mineralnej… W trakcie lotu ucięliśmy sobie fajną pogadankę na temat pracy, usłyszałem z jego ust kilka cennych informacji. W samolocie do Londynu serwowali nam okropne parowki, na które bylem skazany jako że bylem potwornie głodny. Na Heathrow doleciał mój bagaż – to był sukces!!! Początkowo planowaliśmy dostać się na Kings Cross metrem, ale ostatecznie zwyciężył pomysł wzięcia taksówki, bo tarabanienie się z bagażami nie jest czymś co tygryski lubią najbardziej. Kierowca skasował mnie za tą przejażdżkę 70 funtów. Pociąg z Londynu do York kosztował mnie drugie tyle – jednego dnia wydałem tyle ze moja firma raczej mnie zabije niż pozwoli mi nagle odejść.
Potem jeszcze tylko taksówką do hotelu i bylem na miejscu.
Jest ok, hotel jest czysty i przyjemny, prawie w centrum, pokoje są znośne tylko wszystkie non-smoking, zajebiście małe, ciemne no i bez szaf, więc wszystko leży na walizce, krześle albo sofie.
Anglicy nie byliby sobą gdyby w każdym pokoju nie było czajniczka i kilku herbatek co by sobie zrobić five o’clock, nawet dają ciastka:)
Wieczorem wybrałem się z ludźmi z pracy na piwko do pubu. Nie mogliśmy znaleźć niczego wolnego, dopiero za piątym czy szóstym razem… Po godzinie i drugim piwie zorientowaliśmy się, że trafiliśmy do miejsca gay-friendly.
York bardzo mi się spodobał, bo jest taki ”angielski”…