Wczorajszy dzień zapamiętam na długo. Przyszedłem do biura wcześnie rano naładowany pozytywnymi myślami i z nastawieniem, że to czego uczono mnie przez cały poprzedni tydzień zdołałem dobrze przyswoić i nawet poczułem przypływ satysfakcji ze swojej pracy.
Deb od rana tłumaczyła mi metryki i tabele, których przygotowywanie miałem w przyszłości po niej przejąć. Po kilku godzinach intensywnego wysiłku intelektualnego poczułem jak ubywa mi entuzjazmu i siły by moc słuchać tego wszystkiego dalej. Czułem się przesycony nowymi informacjami, w skroni zaczęło pulsować mi zmęczenie a Deb wtedy rzuciła mi hasło żebym dokończył po niej to, co zaczęła a sama udała się na spotkanie. Próbowałem zmobilizować resztki sil, ale reagowałem i myślałem coraz wolniej. Było grubo po 17 kiedy zacząłem zbierać swoje rzeczy szykując się do ewakuacji, chciałem spokojnie wrócić do tych spraw nazajutrz. Wtedy nagle pojawiła się ona, na glos skomentowała moje braki i to ze nie spełniam jej oczekiwań. Obrzuciła mnie spojrzeniem wyrażającym głębokie niezadowolenie, usłyszałem parę innych dosadnych uwag pod swoim adresem i moich kompetencji. Kiedy po chwili zadzwoniła do mnie matka w moim glosie wciąż słychać było ton zrezygnowania. Z trudem przychodziło mi żeby ukryć przed nią swoje emocje.
Nie zdziwiłbym się gdyby po pierwszym miesiącu nie przedłużyli ze mną kontraktu. Coraz bardziej zaczynam zdawać sobie sprawę, że znoszę to przede wszystkim dla pieniędzy, zdobycia międzynarodowego doświadczenia i dopiero na samym końcu dla satysfakcji, która nie wiem, kiedy się pojawi…Pewnie dopiero wtedy, gdy wrócę do Polski a na razie muszę zagryzać wargi i brnąć do przodu.
Po pracy wyciągnąłem do pubu Rose żeby przy niej odreagować. Pomogło.
Na interview przyleciała z Wrocławia K. Jest zadowolona z jego przebiegu, ekscytuje się perspektywą pracy tutaj, nie bardzo chciała uwierzyć w to, co jej opowiadałem.
Dziś są moje urodziny.
W ciągu dnia kilkakrotnie wyciągałem z kieszeni telefon i wyłączam natychmiast. Kilka połączeń, za każdym razem serce bilo mi mocniej. Na małym ekranie dostrzegałem imiona i nazwiska osób, które usiłowały się do mnie dobić, nie zamierzam jednak oddzwaniać w najbliższym czasie. Nie pojawił się żaden „numer nieznany”. To mógłby być on…ale żaden „numer nieznany” się nie wyświetlił.
Zatrzymałem się dziś na chwile żeby spojrzeć na panoramę Berna.
Już dawno nie czułem się taki samotny. To przez urodziny. Samotność jako uczucie od kilku lat rzadko dociera do mnie w szalonym pędzie codzienności. Samotnym jest się tylko wtedy, gdy ma się na to czas. A ja nie mam czasu. Tak skrzętnie organizuje sobie życie, żeby nie mieć czasu. Projekty, wyjazdy, kursy, szkolenia, praca, spotkania, wizyty i rewizyty. Nie w mojej biografii nie ma przerw na rozmyślanie o samotności, rozczulania i takie słabości jak wtedy na tym moście. Na tym szarym, ruchliwym mostku, zmęczony i skazany na bezczynność, nie mogłem zając się niczym innym by zapomnieć, samotność pojawiła się jak atak alergii. To że byłem tutaj i miałem tę niezaplanowaną przerwę to była raczej pomyłka. Zwyczajna, bezsensowna, banalna, pomyłka. Jak błąd w druku.
Nie mam nikogo. Nikogo ważnego. Mam tylko projekty, konferencje, terminy, pieniądze i czasem uznanie. Kto w ogóle pamięta, że mam dziś urodziny? Dla kogo to ma znaczenie? Kto to zauważy? Czy jest ktoś, kto pomyślał dziś o mnie?
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.