Zanim wsiedliśmy na pokład samolotu M zdążył dostarczyć mi atrakcji.
Kika dni przed wylotem do Pekinu poleciał do Włoch. Samolot, którym wracał z Bari spóźnił się do Mediolanu ponad 2 godz. Jedno opóźnienie pociągnęło za sobą następne – nie zdążył na samolot Mediolan – Zurych i w konsekwencji przymusowo musiał zostać tam na noc, w hotelu który na prędce zorganizowałem mu ja.
Za to m.in. nie latam tanimi liniami: nie dość że nie są wcale takie tanie to ich rozkłady przylotów i odlotów są tylko umowne.
W rzeczywistości przewoźnik gwarantuje jedynie że na miejsce dowiezie (nie ma gwarancji, że doleci) ale kiedy dokładnie na ten temat już milczy…
M. gdy następnego dnia pojawił się w domu miał równo 4 godziny żeby przepakować walizkę na następną podróż do Chin.
Dzień wcześniej spotkałem się ze znajomymi z Carlsona by omówić nasze sprawy, wreszcie poznać się osobiście i dać się zaprosić na rewizytę w Zurychu. Zaczynam zmagać się z brakiem czasu i odpowiednim dopasowaniem terminów wyjazdów i spotkań bo pojawić chciałbym się wszędzie.
Samolot do Monachium z powodu burzy odleciał z ponad godzinnym opóźnieniem. Choć czas na przesiadkę mieliśmy wkalkulowany w podróż to i tak musieliśmy biec by zdążyć na drugie połączenie. Gdy wbiegliśmy na pokład samolotu do Pekinu zdębiałem na widok miejsc, które dostaliśmy. Klasa ekonomiczna robiła wrażenie przygnębiającego autokaru pełnego Azjatów, panował straszny zaduch a fotele w rzędach wydawały się dziwnie małe. Samolot miał kołować do startu a my nie mogliśmy zająć swoich miejsc bo były … zajęte. Musiałem zakasać rękawy i porozmawiać ze stewardesą. Całe zajście trwało może kwadrans, dla mnie wciśniętego w wąskim korytarzu wydawało się wiecznością spędzoną w saunie – tak niesamowicie było gorąco. Ale na efekt końcowy warto było jednak poczekać, bo dostaliśmy miejsca w klasie business! Propozycji spędzenia 10 godzin lotu w komfortowych warunkach nie mogłem odrzucić. M zastanawiał się czy czasem nie pomogły nam w tym moje ciągłe skargi do Lufthansy.
Nie zdążyłem się na dobre zapoznać z obsługą rozsuwanego do pozycji leżącej fotela, z obowiązkową lampką prosecco w drugiej dłoni, gdy jak spod ziemi wyrósł gogusiowaty steward i zaczął przymilać się po włosku do mojego M.
M był rozbawiony całą sytuacją podczas gdy ja przez cały czas lotu zabijałem wzrokiem uważnie śledząc każdy ruch pokładowej kelnerki
Archiwum
Tagi
- Afganistan
- amore
- Anglia
- Arabia Saudyjska
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Irak
- Iran
- Irlandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kirgistan
- Kolumbia
- Liban
- Libia
- Malezja
- Malta
- Mądrości
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Pakistan
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- Portugalia
- praca
- RTW
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Syria
- Szwajcaria
- Tadżykistan
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- Turkmenistan
- USA
- Uzbekistan
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
