Mając 13 albo 14 lat zacząłem pisać książkę. Nie była to literatura najwyższych lotów, ale bardzo się angażowałem w powstawanie kolejnych stron przyszłego bestselleru. Mniejsze z tym o czym pisałem, ciekawe jest to, że niektóre z opisywanych zdarzeń wydarzyły się potem naprawdę.
Dzisiaj przechadzając się z hotelu Concorde w kierunku Luku Triumfalnego a potem wzdłuż Champs-Élysées przypominałem sobie tamtego siebie sprzed 15 lat, jakie wrażenie zrobił na mnie Paryż kiedy pierwszy raz tutaj przyjechałem i z czym mi się kojarzył.
Kiedyś zdawał się być jakby bardziej nieosiągalny i bezkrytycznie podobało mi się w nim wszystko. Teraz wytykam mu rzeczy, o których istnieniu wtedy nawet nie zdawałem sobie sprawy. Tylko mężczyźni spotykani na ulicach wciąż wydają się być mocno atrakcyjni.
Mijając wystawy sklepowe patrzyłem na własne odbicie i czułem jakby wewnętrzne spełnienie. Było tak, jak opisywałem to kilkanaście lat temu. Podobieństwa sięgały nawet ubioru i to było najbardziej niesamowite.
W pamięci przywoływałem piosenki które były wtedy hitami i które bezustannie nadawało stare dobre MTV „Just another day”, „Jesus he knows me”
Konferencja potrwa do piątku, ale zdecydowałem wracać do Berna już w czwartek. Jestem trochę przemęczony byciem w nieustannej podróży i nie potrafię należycie cieszyć się z możliwości jakie daje mi moja praca. Wczoraj przez cały dzień nie wyszedłem nawet z hotelu a jedyne co przypominało mi o mieście w którym się znajdowałem to widok na wieżę Eiffela z okna hotelowego pokoju.
Staram skupić się na pracy przed kolejnymi wyjazdami do Poznania i Sztokholmu.
M. ma mnie dość, od kiedy do głowy wpadł mi pomysł kolejnej wspólnej eskapady nie przestaję o tym mówić. Kuwejt – Bahrain – Katar – Emiraty – Oman – sprawdziłem już połączenie i ceny biletów, teraz optymalizuję trasę i kolejne punkty zwiedzania na bieżąco konsultując z nim wszystko.