Bali

W poniedziałek skoro świt wyruszyłem taksówką spod hotelu Traders na KLIA. Wieczór wcześniej poszwendałem się jeszcze trochę bez celu po sklepach, zjadłem lekką kolacje w Dome i przy okazji dowiedziałem się, że obchodzony jest ramadan. Głupi pól dnia zastanawiałem się dlaczego w niektórych moich ulubionych miejscach nie serwują wina albo robią to tak niechętnie a obsługa zamiast powiedzieć wprost, że mają ramadan wolała kręcić i to w dość nieporadny sposób…

Podróż samolotem na Bali trwała 3 godziny, ale niewiele pamiętam, bo głównie spałem. Dwa wieczory z rzędu spędziłem dość intensywnie na towarzyskich igrzyskach z reprezentantami Malezji a w połączeniu ze zmianą czasu nic nie było wstanie powstrzymać potrzeby snu…

W Denpasar budują nowe lotnisko, które swym kształtem bardzo przypomina typową architekturę całej wyspy. Wiele się zmieniło, od kiedy byłem tu z M tylko uliczne korki i ludzie na motorach wożący kurczaki pozostali ci sami…
Na Bali powietrze wydawało się bardziej gorące, aż parzyło, gdy wychodziłem z sali przylotów szukając dogodnego i taniego transportu do hotelu. Chociaż w Kuala pogoda nigdy nie należała do najprzyjemniejszych to udawało mi się wychodzić poza klimatyzowane pomieszczenia i tunele bez kropli potu spływających mi po ciele czy plecach… Ba jednego dnia tak przemarzłem w centrum handlowym, że do hotelu wracałem w pełnym popołudniowym upale popijając raz po raz gorące cappuccino…

Na Bali otworzono nowy hotel W Retreat Spa, który przyciąga turystów poszukujących luksusu i odpoczynku w bardzo nowoczesnym otoczeniu. Jak zwykle efektem ubocznym stworzenia takiego miejsca jest mnogość chłopaków z branży, którzy ochoczo prężyli przy hotelowym basenie swoje muskularne i wytatuowane ciała, rano wyciskali siódme poty w siłowni, a wieczorami pikietowali na plaży i w okolicznych barach, dyskotekach oraz restauracjach. Jedyne, co mnie ubodło to podstarzale pomarszczone pary przesiadujące w towarzystwie lokalnych cuties, którzy za obietnice odrobiny gotówki widać szybko zapominali, że mają do czynienia z geriatrycznie zaawansowanym towarzystwem.
Chłopaków oferujących seks albo masaż z tzw. niespodzianką są tutaj dzikie tłumy. Chwilami miałem wrażenie, że wszyscy młodzi uskuteczniają tutaj niepisaną regułę gay for pay. Podróżujący samotnie facet nie ma problemu żeby kogoś wyhaczyc i nie ważne czy ocieka testosteronem, zalewistością czy tylko tłuszczykiem. Dziennie odrzucałem kilkanaście propozycji a niektóre naprawdę wyglądały na kuszące i bardzo smakowite…

A propos tatuaży… Ich widok od zawsze mnie mierzi, bo to ohyda i paskudztwo, ludzie robią sobie sami krzywdę i się szpecą na cale życie. Najgorsze, że znaleźć obecnie faceta bez nawet najmniejszego tatuażu jest zadaniem niezmiernie trudnym, bo moda na dziary trwa nieustannie podtrzymywana przez kolorowe pisma. Póki jest się młodym albo ma się ładne ciało jakoś to wygląda, ale z czasem wygląda się już tylko żałośniej. W moim zyciu trafiały mi się różne ciekawe przypadki chłopaków z tatuażami: na plecach, łydkach, ramionach, smoki, wzorki i słoneczka. Ostatni z Warszawy… Ten to wytatuował sobie słowo ‚slut’ na szyi. Z trudem było mi się pogodzić z widokiem jego wydziaranej ręki, ale był dobrym rozgrywającym podczas naszych wspólnych meczy co znacząco rekompensowało mi ten nieestetyczny widok. Przeżyłbym może i kolejny obrazek krasnali posuwających śpiąca królewnę na jego piersi, ale ‚dziwka’ zupełnie mnie zniesmaczyła. Za wrażliwy jestem…

Hotel położony w Seminyak jest obecnie jednym z najbardziej pożądanych hoteli na Bali ze względu na swój wystrój, obsługę i atmosferę.
Lobby jest przestronne i bardzo nowoczesne, połączone z ekskluzywnym barem, w którym oferuje się egzotyczne i wyrafinowane koktajle a wieczorem ma deser można zawrzeć znajomość z lokalnym toy-boyem…

Dostałem pokój na ostatnim, szóstym piętrze z widokiem na basen i morze. W pokoju na wejściu powitała mnie muzyka elektroniczna, która potem towarzyszyła mnie przez kolejne dni mojego pobytu. DJ-ów sprowadzają tutaj aż z Londynu Dubaju i Hawajów! Piękne stylowe dodatki, ogromne lóżko, telewizor plazmowy ukryty za lustrem, mega przestronna jasna łazienka z prysznicami, wanna oraz odsuwany dach gdybym miał ochotę podziwiać gwiazdy relaksując się podczas aromatycznych kąpieli. Wszędzie mnóstwo punktowego oświetlenia i naprawdę ciężko mi się stamtąd wychodziło…

Bite dwa dni byczyłem się na plaży raz po raz okupując bar albo hotelową restauracje, nic ani nikt nie był wstanie wyrwać mnie z tej oazy luksusu, co najwyżej mógł dotrzymać mi towarzystwa.

Z Bali przeniosłem się na kolejne dwa dni do stolicy Indonezji – Dżakarty. Z tego, co zdążyłem się dowiedzieć od znajomych mało jest w Dżakarcie ładnych rzeczy do obejrzenia, bo jest to ogromny moloch z milionami biednej ludności, pełen brudnych ulic, zapyziałych, rozwalających się budynków i brudnych kanałów. Naturę mam jednak taką, że sam muszę wszystkiego spróbować i samemu zobaczyć żeby się przekonać. Niestety znajomi mieli rację… Prócz muzeum, pozostałości po holenderskich kolonialistach i Taman mini parku, który stanowi raczej pułapkę dla turystów niż atrakcję, stolica Indonezji nie ma wiele do zaoferowania.
W hotelu, w którym spałem zatrzymał się kiedyś Obama i ta informacja była atrakcją samą w sobie, bo wspominało mi o tym kilka nowopoznanych osób.

Krótki postój w Dżakarcie nie mógł obyć się bez bliższego zapoznania lokalnych osobników.

USA ogłosiło niespodziewanie zagrożenie atakiem terrorystycznym i zamknęło wszystkie swoje zagraniczne placówki. Pech chciał, że wracałem wtedy z Dżakarty i na każdym lotnisku w Kuala Bangkoku czy Frankfurcie panowała wzmożona kontrola, która nie jest niczym przyjemnym, jeśli leci się skądś od kilkunastu godzin. Miałem ochotę strzelić każdemu napotykanemu Amerykanowi w papę a pod koniec skłonny byłem nawet zgodzić się żeby dosięgła nas jakaś bomba zamachowca bylebym tylko odzyskał spokój i pozwolono mi niezmącenie zasnąć..

 

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podróże i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz