Koleżanka z mojego zespołu na zaproszenie Air France przyleciała na kilka dni do Paryża spotkać się z naszymi dostawcami. Nie mamy ostatnio okazji spotkać się ani w Stanach ani w Europie żeby sobie pogadać, dlatego za zgodą szefowej dołączyłem do niej w stolicy Francji. Popołudniem przyleciałem z Zurichu skąd razem z R zabrałem się taksówką do hotelu do Louvre. Na miejscu okazało się, że nasz zaprzyjaźniony hotel zmienił właściciela, którym od niedawna oficjalnie stała się sieć Hyatt a w dodatku całkiem przypadkiem dyrektor sprzedaży tej sieci mocno przyjaźni się z L z którą to przyleciały razem z San Francisco. I tak dzięki swoim koneksjom L załatwiła mi upgrade do pięknego pokoju z widokiem na Luwr, którym w sumie nie było mi dane za długo się nacieszyć, bo zaraz wychodziliśmy na kolacje. Apero w hotelowym barze zaczęliśmy od lampki różowego szampana, potem przespacerowaliśmy się w kierunku starej giełdy, by zasiąść do kolacji w jednej z wielu znajdujących się tam restauracji… i znowu zaczęliśmy od toastu szampanem. Z Ch. Amerykanką austriackiego pochodzenia urodzona Kitzbuehel szybko odnalazłem wspólny język, gdy przyznałem się że spędzałem z rodzicami wakacje w jej rodzinnej miejscowości. Potem gdy okazało się że lubimy te same wina, znamy te same restauracje i oboje lubimy dobrze zjeść stałem się jej oczkiem w głowie, niechcąco wkupiłem się w jej łaski a ona przez cały wieczór bez przerwy mnie komplementowała aż mnie to zawstydzało. Podczas kolacji dyskutując w milej atmosferze nawet nie zauważyliśmy, gdy „pękło” kilka butelek wina. W hotelu po kolejnych 2 lampkach Taittingera zamknęliśmy bar a ja lekko chwiejnym krokiem wróciłem do pokoju. Obfita kolacja i niezliczona ilość bąbelków tego wieczoru dały mi w nocy do wiwatu. Na spotkaniu z linią lotniczą miałem pojawić się rześki świeży z otwartym umysłem gotowym do rozmów i negocjacji ale jeszcze kilka godzin przed nic na to nie wskazywało a ja jechałem do Rygi z głową zanurzoną w klozecie…
Ledwo co doszedłem do siebie i zszedłem na śniadanie Ch. znów zaproponowała szampana… Ble, miałem dość i zauważyła to nawet R że coś ze mną nie tak…
W czasie spotkania z Air France poznałem dyrektor sprzedaży piękną dojrzałą elegancką kobietę pól Francuzkę pól Australijkę urodzoną w Canberrze która nie wiadomo czemu strasznie przypominała mi księżniczkę D. Kiedy opowiedziała mi że wyszła za mąż za Włocha uwielbiającego gotować wiedziałem że z tą babką na pewno się dogadam. Dla niej chyba nawet przekonam się do latania z Air France…
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahama
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa