Edynburg, Vancouver, Berlin, Zurich, Warszawa, a teraz Palma de Mallorca – wszędzie tam spotykałem młodych przystojnych i zadbanych facetów noszących się z broda, nie z sexy bródką, tylko minimum 10 centymetrowym owłosieniem, którym można by odkurzać stare meble. Twarzowe golasy, świetnie ubrani, wydepilowani, z elegancko ułożonymi włosami – nie są już modni – teraz nastał szał na facetów brodatych, wystylizowanych na drwali. Nastała era wikingów, Rumcajsów i stolarzy a przesyt zarośniętych mężczyzn dumnie prezentujących efekty swoich starań sięgnął zenitu.. Część z nich jednak wygląda niestety bardziej jak zaniedbani wujkowie, niż współczesne substytuty Zeusa. Broda jest męska, groźna mina jest jeszcze bardziej groźna, broda dodaje charakteru. Kojarzy się z wikingami, facetami z krwi i kości, z marynarzami, twardymi męskimi samcami, którzy pod brodą ukrywali blizny, ślady heroicznych czynów.
Zupełnie nie czuję tej fascynacji i całego tego fenomenu wokół zapuszczania brody szczególnie u młodych chłopaków, którzy często wyglądają szpetnie i niehigienicznie. Nie próbuję też zrozumieć tej mody, bo wychodzę z założenia, że modę trzeba czuć i wykorzystywać ją w obrębie własnej osoby pamiętając, że człowiek musi być ubrany a nie przebrany.
Chociaż jak pomyślę, że nie można na przykład normalnie zjeść zupy w miejscu publicznym, bo połowa zostaje na brodzie, nie pomaga odgarnianie na boki ani zaczesywanie, zawsze coś na włosach osiądzie. Spinać spinkami? – też nie. Długi zarost przeszkadza w jedzeniu ciastek z kremem i lodów, picia piwa z piana, kłopotliwe jest też oddychanie na mrozie, bo broda zamarza. A całowanie? – miłe smyrania na początku, ale jak urośnie, to już stanowi spore wyzwanie nie wspominając o osobliwym zapaszku i podrażnieniach skóry u partnera.
Warszawa jest mekką hipsterów i brody przyjęły się tutaj dość szybko. Broda nie pasuje każdemu, tak jak nie każdemu pasują okulary w grubych oprawkach, spodnie rurki czy chinosy. Cały świat niedługo zarośnie i trudno będzie przedzierać się przez te chaszcze. Im więcej bród widzę, tym mniej atrakcyjne mi się wydają. Brody stały się swego rodzaju obowiązkiem, elementem stylówki. Ale im więcej osób chce być cool, tym chłodniejszy staje się ów trend i w końcu umiera śmiercią naturalną. Na szczęście mamy bardzo fajne czasy. Możemy robić, co chcemy, jeść, co chcemy, wyglądać, jak chcemy.
Może teraz trzeba je zapuszczać i iść w kolor…
Ja też nie rozumiem tego zjawiska brodowego hipsterstwa 😀
Broda nie, ale kilkudniowy zarost…Przyznam, że potrafi przykuć moją uwagę… ale nie u każdego 🙂 Z tym się zgodzę, pozdrawiam 🙂
O nie! W Warszawie brody badasz, a ja nic o tym nie wiem! Fuck, spadłaem w hierarchii. Jak mogę odzyskać pozycję… ? 😛