Coś mi się ubzdurało, że walutą obowiązującą w Ekwadorze są ekwadorskie peso. Nie mogąc wypłacić ich z bankomatu na lotnisku poprosiłem o nie w hotelu czym wprowadziłem recepcjonistę w konsternację. Od 16 lat używamy amerykańskich dolarów – usłyszałem od niego a w tonie jego głosu wyczuwałem rozbawienie.
Casa Gardenia położony był w samym sercu starego miasta, składał się tylko z 9 pokoi co miało swój niebywały urok. Mój pokój znajdował się na najwyższym trzecim piętrze z widokiem na kolorową zabudowę miasta. W dzień kiedy ulicami jeździły autobusy cały trząsł się i zawsze myślałem, że to trzęsienie ziemi, które tutaj zdarzają bardzo regularnie. Uliczny hałas był nieznośny, na szczęście mijał w nocy, ale wtedy robiło się zimno. Jak nie urok to sraczka powiedziały mój ojciec.
Pierwszej nocy nie mogłem spać, z powodu wysokiego położenie nad poziomem morza i rozrzedzonego powietrza brakowało mi tlenu. Ciężko oddychało mi się przez cały pierwszy dzień gdy odwiedzałem Park Narodowy Cotopaxi i spacerowałem wokół Laguny Limpiopungo. Pogoda w górach jest nieprzewidywalna i zmienia się z minuty na minutę, choć w programie zaplanowane mieliśmy podziwianie Wulkanu Cotopaxi z powodu gęstej mgły nie było to możliwe. Musiałem się pogodzić, że wulkanu mogę w ogóle nie zobaczyć podczas swojego krótkiego pobytu w tej części świata.
Grayline z usług którego często korzystam przemierzając kontynenty, niestety nie mogło odebrać mnie rano bezpośrednio z hotelu, dlatego na miejsce zbiórki wyznaczone przy Hilton Colon musiałem dotrzeć sam. Wstałem wcześnie, było dopiero po 6, ale chciałem leniwie i bez zbytniego przygotować się do wyjazdu do Parku Cotopaxi. Przed 7 byłem na śniadaniu, którego nie było bo właściciele hotelu dopiero co poszli po świeże pieczywo… Taki urok małych hoteli, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Juan, mój przewodnik po Narodowym Parku okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem, oprócz mnie towarzyszami podróży była dwójka Kanadyjczyków i Ekwadorka ze swoją koleżanką pochodzącą z Peru. Jako grupa okazaliśmy się bardzo zgrani, żywo rozmawialiśmy podczas całej wycieczki, lunchu, chętnie pozowaliśmy do wspólnych zdjeć. Dziewczyny okazały się być bardzo miłe oferując mi swoje towarzystwo na lokalnym targu. Jako samotny gringo stanowiłem potencjalnie łatwą ofiarę dla lokalnych natarczywych sprzedawców naciągaczy, którzy nie niepokoili mnie tylko dlatego, że widzieli mnie w towarzystwie kogoś lokalnego.