Urząd Pracy zaczął wypłacać mi pieniądze z ubezpieczenia. Zawsze wydawało mi się, że doskonale wiem ile zarabiam, ale jak podliczyli mi wszystkie dodatki, akcje, benefity, bonusy to przetarłem oczy ze zdziwienia. Zgodnie z prawem przez najbliższe 24 miesiące należy mi się aż 70% dawnej pensji i zamierzam z tego prawa w pełni korzystać. Szczerze? Najchętniej w ogóle nie wracałbym teraz do pracy tylko jeszcze więcej bujał się po świecie za pieniądze z nikąd. Niestety zobowiązany jestem aktywnie szukać pracy co też robię, ale że to koniec roku to na rynku pracy panuje marazm i jest raczej bryndza. Ostatnio choruję na Seul, ale jakoś nie udało mi się skutecznie przekonać do tego pomysłu M. który woli lecieć do Hongkongu więc siłą rzeczy muszę uszanować jego wybór i do Korei chyba wybiorę się sam.
Szukam nowego zajęcia. Zdecydowałem nie ograniczać się tylko do Szwajcarii, ale szukać pracy także poza, w Niemczech i Austrii. M. wydaje się zaakceptował mój pomysł początkowego dzielenia życia między dwa domy, najprawdopodobniej przez pierwsze kilka, kilkanaście miesięcy póki nie ustabilizuje się sytuacja a ja przekonam się że nowe zajęcie rzeczywiście mi odpowiada. Jeśli spodoba mi się w nowym miejscu, wyjedziemy ze Szwajcarii, M. zrezygnuje z pracy, dojedzie do mnie i myślimy już nawet by kupić mieszkanie i przeprowadzić się gdzieś na stałe.
Mój rodzinny dom i jego członków dopadł przedświąteczny szał sprzątania. W tym roku matka zdecydowała wyręczyć się za pomocą Ukrainki, która przyjdzie na kilka godzin uprzątnie cały bajzel z podłogami, oknami i łazienką… Dzisiaj rano zadzwoniłem do niej z lotniska ciekawy jak się sprawy mają. Usłyszałem, że od 7 rano biega po domu ze szmatą i mopem, szoruje, pucuje i czyści wszystko na glanc. Nie bardzo rozumiałem po co, skoro w końcu to dziś przychodzi pani do pomocy. Matka oznajmiła mi, że wzięła się za sprzątanie, układanie i czyszczenie aby pani sprzątająca przypadkiem nie pomyślała sobie, że trafiła do domu bałaganiarzy, gdzie panoszą się syf, korniki, malaria, kiła i mogiła.
Zapisałem się na kolejny kurs niemieckiego. Tym razem w Bernie. Ostatecznie przekonała mnie cena i nadmiar wolnego czasu, który jakby zaczął uciekać mi między palcami. Teraz mam powód by wstać wcześnie rano i zrobić coś pożytecznego. Trafiłem na fajną grupę i jestem mile zaskoczony podejściem nauczyciela, który nie katuje nas gramatyką tylko kładzie nacisk na mówienie i konwersacje.