Długi weekend w Marakeszu

M. zziębnięty wrócił z pracy, akurat kiedy ja kończyłem nasze pakowanie. Czekała nas pobudka o 4 rano żeby spokojnie zdążyć dojechać do Genewy. Spałem jak zabity, a gdy nad ranem zawył budzik miałem ochotę tylko w niego walnąć – znowu wygrał zdrowy rozsądek, wstałem i zrobiłem nam kawy. Dzień wcześniej pół dnia walczyłem z nowym iphonem, tyle wydałem na niego kasy i byłem zły, że musiałem stawać na rzęsach żeby nie stracić starych danych. W pociągu do Genewy obaj smacznie spaliśmy, obudziłem się tylko raz w Lozannie, akurat gdy konduktor przyszedł sprawdzić bilety. Na zewnątrz ziąb, mało nam głów nie urwało a my wyletnieni w cienkich kurteczkach wyglądaliśmy jak zagubione pizdeczki, ale to dlatego, że w Marakeszu ponad 20 stopni. I rzeczywiście od momentu wyjścia z samolotu panowało już wyłącznie miłe ciepełko, zdarzały się momenty, że szukaliśmy potem cienia bo słońce dawało o sobie mocno znać. Po przylocie czekała mnie niespodzianka, ledwie włączyłem komórkę, odebrałem wiadomość z zaproszeniem na interview.
Do hotelu mieliśmy blisko, dojechaliśmy tam taksówka w niecałe 15 minut. Nowy Radisson w nowoczesnym centrum handlowym robił niesamowite wrażenie, dostaliśmy fajny pokój na czwartym piętrze, po chwili obsługa przyniosła nam butelkę czerwonego wina oraz kosz owoców – miły podarunek dla najbardziej lojalnych gości Club Carlson.

Zdążyliśmy się rozpakować, M. zepsuł swojego ipada, ja planowałem już w wyobraźni jakby to było pracować w Lozannie i nie myśleć o konieczności przeprowadzki do Kolonii. Moja koleżanka śmieje się ze mnie, że nie dostałem jeszcze znikąd żadnej oferty, a już doszukuje się wszędzie logistycznych problemów.
Chwilę po 14. pod hotelem pojawił się nasz przewodnik Youseff i zabrał do Mediny.

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, podroze i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s