Oczekiwanie na wyniki interview jest stresujące. Chodzę nieswój, nabuzowany, spięty, czuję jednocześnie jakby ból i niepokój, jakby za moment miała mi pęknąć jakaś żyłka a ja eksploduję – niepewność doprowadza mnie szewskiej pasji. Czuję mrowienie w każdej części ciała, gdy kładę się spać myślę o tym czy gdy zadzwonią usłyszę ‘’tak’’, przy każdej – nawet najprostszej czynności – towarzyszy mi podenerwowanie, które wzmaga się z każdym dniem oczekiwania na wynik. Myślę o tym rano gdy otworzę oczy, parząc poranną kawę albo biorąc prysznic, szykując śniadanie, jadąc kolejką do miasta, robiąc zakupy – nieustannie. Kilka razy na godzinę instynktownie zerkam na ekran komórki, sprawdzam czy działa numer, czy nie padła mi przypadkiem bateria w telefonie, czy dźwięk nie jest czasem wyciszony. Rodzina, przyjaciele, znajomi dopytują w kółko: i co, wiesz już, dzwonili, jak wyniki? – odpowiadanie im staje się nieznośne. Wiem, troszczą się i interesują, ale ja mam sobie za złe, że ich w to wtajemniczyłem, bo ewentualną porażkę łatwiej byłoby znieść w samotności. Próbuję się pocieszać, że byłaby to tylko przegrana a nie katastrofa, zwyczajnie tym razem ktoś okazał się lepszy, ktoś lepiej wpasował się w rolę, w profil i oczekiwania firmy. Z drugiej strony słyszę wewnętrzny głos podpowiadający mi: przecież byłem najlepszym kandydatem, znam swoją wartość, wiem że podołałbym tej pracy. Dawno na niczym tak bardzo mi nie zależało jak teraz na tej ofercie, stanowisko i firma po prostu cacuszko, przynajmniej dopóty nie opadną klapki z oczu, nie minie pierwszy zachwyt i uwielbienie, które zawsze w końcu giną w konfrontacji z rzeczywistością, ludźmi i nowym środowiskiem. Nie mniej chciałbym, żeby dano mi szansę się o tym przekonać, żeby to mnie wybrano, żeby okazało się, że byłem najlepszy, że pokonałem pozostałych kandydatów, że jestem zwycięzcą.
Razem z M. ostrożnie formułujemy plany wynajęcia nowego mieszkania, przyszłych wyjazdów, planujemy i kreujemy przyszłość za każdym razem dodając ‘’o ile dostanę tę pracę’’. M. niesamowicie mnie wspiera i dopinguje, słyszę to od niego codziennie, widać że i jemu bardzo zależy, co jest niesamowicie budujące. K. powtarza mi jak mantrę: ‘’poczekaj, zobaczysz, masz tę pracę, będzie dobrze’’ i ja jej wtedy mocno wierzę, ale potem przychodzą takie chwile zwątpienia, że zatrudnienie dostanie ktoś inny, bo przecież nie zawsze jest tak, że posadę dostaje najlepszy kandydat spełniający wszystkie warunki, życie nie jest sprawiedliwe a korporacje też rządzą się swoimi wewnętrznymi prawami i układami, nie zawsze wszystko jest transparentne i przewidywalne.
Nie potrafię znaleźć sobie miejsca w domu, próbuję wynajdować sobie różne zajęcia, ale nie umiem skupić się na niczym, nawet na najprostszej czynności, odkurzam, sprzątam, myję naczynia, prasuję, bezmyślnie w coś gram albo oglądam filmy, ale w środku wciąż czuję ten sam niepokój, który każe mi kierować myśli w niepewną przyszłość, co będzie jak mnie nie wybiorą? Life is what happens while you are making other plans – banał. Czuję jak skręca mnie w środku, jak przeżera mnie strach, napięcie i stres, nawet ręce mi drżą.
Momentami chciałbym, żeby już zadzwonili, powiedzieli że nie dostałem tej roboty i żeby było po wszystkim, mógłbym zacząć proces dochodzenia do siebie, gojenia ran zranionej dumy i ego. Z drugiej strony cieszę się, gdy mija kolejny dzień a telefon milczał, mogę dalej mamić się że może dopiero jutro nadejdzie ten dzień, mogę się tak łudzić dopóty nie zadzwoni telefon. Jawny masochizm – nieustannie nakręcam się i odkręcam i tak już od kilku dni, prawdziwa huśtawka nastroju, szybuję w górę by po chwili spaść z impetem w megadół. Nie pomaga palenie ani picie, niepokój nie znika. Chciałbym, żeby to się już skończyło i żeby wszystko ułożyło się po mojej myśli. Jestem beznadziejny, wiem, nie potrafię znaleźć dystansu, napięcie widać w moim codziennym zachowaniu. Przeraża mnie myśl że, jeśli usłyszę odmowę to zostanę z niczym, obudzę się z ręką w nocniku, znajdę się w zawodowej czarnej dupie, bo to stanowisko zostało stworzone jakby pode mnie, nic lepszego już nie znajdę. Będę miał bardzo gorzką pigułkę to przełknięcia, usłyszę że to i tamto było nie tak, że się nie wpasowałem, że nie dałem rady udźwignąć ciężaru assesment center, typowy korporacyjny bełkot. Poznałem pozostałych 3 kandydatów z tzw. short listy i wiem że jestem najlepszy a oni zostali podstawieni tylko po to, by spełnić wymagania assemsnet center, taki sztuczny tłum, bo takie są przecież wymagania każdego procesu rekrutacyjnego w korporacji.
Wewnętrzny głos zdaje się krzyczeć żebym pamiętał o tym co mam, przypomina że jestem bardzo dobry w tym co robię, że nie może się nie udać. Presja jest nieznośna, dopadają mnie najczarniejsze scenariusze, negatywne emocje mieszają się z nadzieją, że wszystko będzie dobrze…
Powodzenia! PM to swietna firma 🙂
Dzieki:)