Drogę z KLIA znam już chyba całą na pamięć, liczyłem tylko bramki na autostradzie kalkulując za ile dojedziemy do Bukit Bintag. Na szczęście była niedziela i nie staliśmy w korkach. Identyczny pokój, z widokiem na wieże Petronas i ten sam scenariusz spotkań z lokalnym kolorytem. Jak zwykle było niezapomniane – mam tylko nadzieję, że te ekscesy nie odbiją mi się w przyszłości na moim zdrowiu. Pomimo pory deszczowej przez te parę dni prawie w ogóle nie padało, trochę dokuczał mi tylko jet lag, ale nauczyłem się już sobie z nim radzić. Ja to jednak mam narąbane jak cyganka w tobołku, dopiero co wylądowałem i wsiadłem to taksówki a już obmyślałem kiedy znowu uda mi się wrócić do Kuala Lumpur? Wszystko zależy od tego kiedy znajdę nową pracę, najchętniej przyleciałbym tutaj znowu w maju, ale póki nie mam nowego zajęcia M. krzywo patrzy na wszystkie tego typu eskapady. Przez chwilę zamarzyło mi się Bali i Nowa Zelandia, wszystko przez D. który wysłał mi fragment swojego koncertu w Operze w Sydney, ze wzmożoną siłą wróciło dobrze znane mi już ściskanie w dołku i pragnienie, nawet znalazłem sobie bilet, ale w ostatniej chwili przed zakupem powstrzymał mnie zdrowy rozsądek.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa