Moja koleżanka z pracy jest bardzo pro eco: segreguje śmieci niemal ze szwajcarską skrupulatnością, sama uprawia warzywa, zioła i owoce, do pracy jeździ rowerem, używa ekologicznych toreb, wyrobów z wikliny, oszczędza prąd i wodę, używa tylko zimnej, bierze wyłącznie prysznic, nie marnuje jedzenia, unika detergentów używając octu, szarego mydła i olejków eterycznych, hoduje kompost, same robi przetwory, używa pojemników po lodach i słoików do przechowywania żywności, pije wodę z kranu, unika plastiku, używa kulek piorących, myje włosy mąką, orzechami piorącym czy inną glinką, kupuje żywność u lokalnych rolników, sprząta po psie itp itd. Dla mnie ekologiczne guru.
Poza tym jest bardzo sympatyczna, przyjacielska i zawsze fajnie mi się z nią rozmawia. Dwa dni temu przyniosła mi do biura 5 litrów soku z jabłek z ekologicznych sadów i aż mi mowę odjęło, rąk nie godzien był jej całować, nie spodziewałem się tego.
5 litrów soku, zapakowany w specjalny plastikowy worek z kranikiem, wypełniony po brzegi mętnym, żółtawo-pomarańczowym płynem.
Położyłem go tymczasowo na biurku obok i zająłem się swoimi sprawami. Sporej wielkości worek, wypełniony podejrzanie wyglądającą cieczą, szybko wzbudził zainteresowanie przechodzących obok osób: „Robisz badania?” „Czyżby mocz do analizy?” „To naprawdę twoje siuśki?”
Ci którzy mnie nie znali dawali sobie porozumiewawcze znaki albo szeptali „widziałeś tego gościa?! Co za weirdo?!”
Nawet nasza dyrektorka, wpadając do mnie na pogaduchy, niechcący opierając się o blat przypadkiem dotknęła podejrzanie wyglądającego opakowania i aż odskoczyła z obrzydzenia.
Z wrażenia postanowiłem uwiecznić to na zdjęciu i wrzucić na Insta.
Wieczorem pokazałem to zdjęcie V. telefonując do niej do Amsterdamu. Usłyszałem, że zrobiłem sobie liposukcję i doprowadziła mnie tym do łez.
Fakt, eko nie wygląda dobrze. Wyhodowane pomidory nie będą duże i równo wybarwione, jabłka będą robaczywe, a marchewka poskręcana. Za to smakuje lepiej.
Pozdrawiam