Od kilkunastu lat mniej lub bardziej regularnie chodzę na Przegląd Piosenki Aktorskiej. Potrzeba kontaktu z kultura wyższą najbardziej dała o sobie znać kiedy mieszkałem w Szwajcarii, dostrzegłem jak ubożeję intelektualnie z braku czytania książek, czasopism, chodzenia do kina czy teatru. Pamiętam, że potrafiłem wtedy z dnia na dzień wsiąść w samolotu i polecieć na weekend do Warszawy byleby piątkowy wieczór spędzić w teatrze oglądając jakieś przedstawienie. Do PPA zawsze miałem słabość i co roku potrafiłem w ciemno kupić bilet na galę byleby móc wziąć udział w tym wydarzeniu.
W dobie pandemii dostęp do przybytków użyteczności publicznej był mocno ograniczony dlatego z nieukrywaną radością, ucieszyłem się, gdy udało mi się kupić bilety na galę Przeglądu w tym roku. W zeszłym roku nie odbyła się w ogóle, dlatego miałem bardzo wysokie oczekiwania co do przedstawiania tegorocznego…
W tym roku gala PPA w reżyserii pana Klaty była scenicznym wyrzygiem. Twórca wrzucił publiczność Teatru Polskiego w obszar skarlałej miłości, ułomnych wartości… Zabrał widzów w strefę bolesnej, skowyczącej czerwieni. Wykonawców piosenek ubrał w pomarańczowe czy czerwone kombinezony i umieścił w ułomnej czasoprzestrzeni. Wszyscy wyli, charczeli, krzyczeli, niebiańsko śpiewali lub wyszeptywali piosenki, które złożyły się na tytułową wiązankę pieśni miłosnych. Uwięzieni pod nisko zawieszonymi lampami i brodzący w plastikowym piasku zaprezentowali świat po rozpadzie albo idący w stronę totalnej dekompozycji. Katarzyna Figura rzęziła, z głośników kilkakrotnie wydobywał się jazgot nie do zniesienia, pojawił się śpiewający karzeł, którym potem pomiatano zawieszając wysoko na linach w roli amora. Jego spazmatyczne ruchy w powietrzu wywołały we mnie tylko śmiech.
Tegoroczna gala PPA była zjawiskiem, trudnym do przełknięcia, jak zgrzytający między zębami piach. Artysta ewidentnie zrobił „sztukę” dla siebie i pewnie tylko on był przekonany o wartości tej smutnej i irytującej śpiewogry. To chyba największa gala-niewypał do tej pory na PPA. Niestety nie da się tego zapomnieć ani odwidzieć.
oooo, współczuję.
Mieszkając na Warmii uwielbiałam Spotkania Zamkowe Śpiewajmy Poezję. Gdyby mi ktoś to zepsuł…
Odkąd mieszkam w Szwecji też zubożałam. Nie chadzam na do teatru ani kina. Nawet na koncerty nie – bo śpiewanie po szwedzku brzmi zazwyczaj jak miauczenie kota.
Szkoda. Tak umierają fascynacje i oczekiwania. Dobrze, że pozostają wspaniałe wspomnienia.
Muszę dołożyć swoją cegiełkę. Na oglądanym przeze mnie spektaklu teatralnym wyszłam w połowie. Nie dało się słuchać tych wulgaryzmów wykrzykiwanych co jakiś czas. Nie wiem, co się dziejew kulturze, ale to nic dobrego, niestety.
Serdeczności
Siedziałem w środku rzędu i nie miałem jak się ruszyć. Odwidzieć się tego czegoś niestety już nie da. Zastanowię się przed zakupem biletów w przyszłym roku