Poznałem nowego kumpla. Lekko postrzelony, pozytywnie zwariowany na dodatek „złota rączka”, mieszka niedaleko, ma kota oraz jak ja – matkę Jadwigę. Ogólnej wszechstronności budowlanej, jego talentów manualnych do naprawiania rzeczy większych i mniejszych miałem okazje doświadczyć oglądając instalacje pt. samonawadniający się ogród, google Chrome działający w całym domu, samodzielnie wykonanie drewniane donice na kwiaty. W moim domu nieproszony naprawił mi klamkę do drzwi balkonowych, odpływ syfonu w kuchni, odkamienił wszystkie sprzęty, posadził surfinie na tarasie, naprawił niedziałające światło w szafkach kuchennych. Ja przy kimś takim wypadam blado – nawet słoik ogórków otwieram nożem.
B zaproponował wybrać się na wschód Polski. Padło na Rzeszów Sandomierz i Zamość. Nie mam w zwyczaju jeździć gdziekolwiek z nieznajomymi, zwłaszcza na dłużej niż dzień, bo nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, czy się nie pozabijamy, czy nie zaczniemy skakać sobie do gardeł, bo np. inaczej lubimy spędzać wolny czas albo męczy nas czyjeś towarzystwo. Tym razem zaryzykowałem, bo od ciągłego siedzenie w domu zaczęło rzucać mi się na głowę.
Pociąg miał prawie 2 godziny opóźnienia, rozszczelnił się wagon, przez co pasażerów przerzucano z wagonu do wagonu, by w końcu podstawić zupełnie nowy, którym ruszyliśmy do Rzeszowa. Dzień wcześniej urwałem się wcześniej z biura, zrobiłem nam kanapki, kupiłem świeże zielone ogórki, wziąłem termos, przygotowałem colę z wkładem, potwierdziłem hotele oraz zorganizowałem cały transport. Nigdy w tej części Polski nie byłem więc cieszyłem się że zobaczę coś nowego.
Rzeszów zaskoczył mnie pozytywnie. Wcześniej uważałem, że to bardzo prowincjonalne miasto, raczej biedne i nijakie, same farmy, lasy i łąki, blokowiska, ogólnie że czas zatrzymał się tam w epoce PRLu. Na dworcu pierwszego kogo ujrzałem wysiadając z pociągu był Murzyn, potem zaś o dziwo elektryczne autobusy, piękny rynek Starego Miasta, wybitną sycylijską kuchnię w Ristorante Sicilia oraz niezapomniany wieczór w Starym Browarze Rzeszowskim. Hotel w centrum też bardzo trafiony a obsługa bardzo gościnna. Pomnik Czynu Rewolucyjnego utkwił mi w pamięci najbardziej i niech każdy mówi co chce, człowiek uśmiecha się na jego widok, bo ma on przecież swój niezaprzeczalny urok.
B, istnieje naprawdę???
Bawcie się dobrze!
B istnieje naprawdę. W roki współtowarzysza podróży spisał się na medal. Bałem się że pierwszy dzień wyjazdu okaże się pomyłka a każdy następny będzie tylko torturą, ale było całkiem ok, często nawet śmiesznie.
Nie będę będę miał co opowiadać swojemu terapeucie 😂
To jak wygrana na loterii!
Bardzo się cieszę z Twoich rzeszowskich wrażeń…to naprawdę dynamicznie rozwijające się miasto. Pomnik wciąż się broni przed zapędami lokalnego IPN … dodam tylko, że mieszkańcy miasta nazywają swój pomnik….cipa….coś w tym jest. 😂😂😂😂
Ja mam dokładnie takie same przemyślenia z tym pomnikiem. Ale pomnik swój urok ma i będę tego bronił po wsze czasy:)
Rzeszów znam sprzed kilku lat. Wraz z pomnikiem. Fakt stanowi atrakcję.
I jeszcze wielki targ, bo V. jak prawdziwy Włoch bez targowisk nie istnieje.😊
Dobry pomysł z tą podróżą PKP I PKS. To coprawda nie małe wyzwanie, ale i przygoda nie mała ;P Wiesz.. zapytam, co to za „balonowa rzeźba” niebiesko-pomarańczowo-czarna. Wiem, że perspektywa (robienia zdjęcia) wiele zmienia, ale muszę się upewnić. Ciekawe ujęcie.
Pomysł z żółtkiem do tatara w kieliszku bardzo oryginalny 🙂
Piękne te nasze polskie miasteczka. Udanego urlopu. Pozdrawiam
To był balon w kształcie słuchawek, stał na przeciwko budynku radia. Pod odpowiednim kątem zmieniał kształt 😂
..no zmieniał 😀 konkretnie zmieniał 😀