Odkąd mam dla siebie więcej czasu, wróciła we mnie entuzjazm i pozytywna energia, mam chęć wyjść gdzieś po pracy, spotkać się ze znajomymi, pójść na lody do parku, rower, nawet robienie zakupów sprawia mi przyjemność. Teraz dopiero dostrzegam jak bardzo było stłamszony i udupiony przez te ostatnie kilka miesięcy. Istniała tylko praca i sen przeplatane zmaganiami w „gaszeniu pożarów” bo przecież zawsze dodatkowo musiałem coś na szybko załatwić, kupić, zorganizować, gdzieś pójść, coś zjeść co wydawało się dodatkowym ciężarem, bo brakowało mi zapału i chęci, czułem się zmęczony, niewyspany i zestresowany. Nałożyła się na to jeszcze niezdrowa atmosfera w zespole, nieogarnięty i chaotyczny szef, nierealne terminy oraz absolutny brak komunikacji. Znajomi wokoło komentowali, że to cena dobrze płatnej pracy i że musze się przemęczyć z rok a dopiero później poszukać nowego zajęcia. Początkowo się buntowałem, wściekałem się sam na siebie, co mi strzeliło do głowy, żeby zmieniać prace, dostawałem za swoje i było mi z tym nie do śmiechu. Z czasem postanowiłem zacisnąć zęby i dotrwać do końca roku by potem rzucić w pieruny taka robotę. Jak było bardzo ciężko i robiło się nieznośnie brałem chorobowe albo urlop na żądanie i trwałem od weekendu do weekendu. Szczęśliwie nadszedł maj, stary klient się na nas wypiął a nowy przyjął mnie z otwartymi ramionami wprowadzając nowy standard pracy. Ludzie są mili, profesjonalni, chętni do pomocy, moja szefowa cierpliwie tłumaczy, nie zbywa pytań, dba o dobrą atmosferę w zespole, szanuje swój czas jak i innych, wymaga ale niczego nie narzuca. Rozumie i przestrzega równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, wie że codzienne nadgodziny, zarywanie nocy i praca w weekendy to nie jest droga do sukcesu. W efekcie odzyskałem dobre samopoczucie i satysfakcję z tego co robię. Nie myślałem, że sytuacja może się tak diametralnie zmienić.
Regularnie zacząłem pojawiać się w biurze, spodobało mi się wczesne wstawianie, poranne cappuccino z A. w firmowej kuchni i mnóstwo śmiechu, bo przy całej sympatii dla nowego pracodawcy – każda duża organizacja to pole do popisu dla absurdów i niezliczonych anegdot.
Obserwuję jak powoli wypala się euforia niesienia pomocy uchodźcom zza wschodniej granicy. Nie nazwałbym tego jeszcze niechęcią czy ksenofobią, ale ewidentnie dostrzegam pierwsze oznaki wypalenia wolontariatem. Dziś fala uchodźcza opadła, ale wojna trwa a obywatele Ukrainy są wśród nas. Widzimy ich nie tylko na dworcach, w kolejkach po PESEL, punktach wsparcia, lecz także w szkołach, przychodniach, sklepach. Pojawiły się też pytania, jak długo jeszcze mamy im pomagać. Kończy się „miesiąc miodowy” i przychodzi rozczarowanie codziennością. Wojna się nie skończyła, co rozczarowuje, do o tego dochodzi to, że uchodźcy, których mamy u siebie lub których mijamy, nie zachowują się tak, jak zakładaliśmy. Mieliśmy w głowie ich obraz i oczekiwania z nimi związane, tymczasem to żywi ludzie z emocjami, własnym, czasem odbiegającym od naszych wyobrażeń pomysłem na życie. Są inni niż myśleliśmy. Mieszkanie u wolontariuszy było rozwiązaniem tymczasowym. Taka pomoc też nie może trwać wiecznie. Emocje, które na początku uskrzydlały, powoli opadają. Pomagający tracą siły i sami być może wkrótce będą wymagali pomocy. Kilku znajomych z osiedla znalazło się w takiej sytuacji, użyczyli mieszkań przeznaczonych na wynajem a teraz mają garb w postaci kilkuosobowej osobowej rodziny na utrzymaniu, bo ci nie pracują a samo wspieranie ich nie interesuje, bo liczą na finansową pomoc. Sam też się „znieczuliłem”, mieszkanie mogę wynająć, ale nie oddać za darmo. W pracy ile razy ktoś przesyła mi maila z prośbą o datek, od razu kasuje. W pracy nie biorę udziału w akcjach kupowania „cegiełki” w postaci kawałka ciasta za dychę i drażni mnie kiedy ktoś dyskutuje, że odmawiam bo przecież mnie stać. Nie przygarniam też kotów, psów, chomików i papug przywiezionych ze wschodu.
Cieszę się, że odzyskałeś równowagę i mam nadzieję, że zdrowie też szybko podreperujesz.
Chyba pytałam kiedyś, czy nie za dużo i nie za ciężko pracujesz? Trzeba dbać o siebie!
Dbam. To znaczy zawsze dbam tylko teraz robię to bardziej świadomie. Mam nadzieje że w Twojej nowej pracy jest równie przyjemnie jak w mojej.
Też Cię rozpieszczają panowie prezesi? Gratuluję:-)
Niestety nie, bo gustują w opływowych kształtach blondynek i niekoniecznie własnych żon.
W przypływie dobrego nastroju ja rozpieszczam innych w koło.
Szczerze mówiąc w mojej pracy byłoby super, gdyby sprzęt działał… szybki sprzęt to połowa sukcesu. A jak się zawiesza, to człowiek razem z nim…
A to nie, u mnie hula wszystko pięknie i szybko. Wszystko bezprzewodowe, instalacje drukarko skanera zajęła mi 20 sekund. Nawet szafkę dostałem, w której trzymam….wina😂
Ja dostałam szafkę, w której poprzednik zostawił bardzo dobry likier. I tak się codziennie zastanawiam… nad różnymi rozwiązaniami :-)))
Ja też tylko zbieram, dokładam i patrzę dumnie jak mi się rozrasta piwniczka.
:-))) A dostałeś wtedy TO wino na pożegnanie?
Tego co chciałem nie dostałem. Powiedzieli że chyba oszalałem.
Podarowali mi inne i nie z winnicy Lidla😂
Hiszpańskie z Biedronki… 😉
Z Domu Wina było, czerwone, smaczne i już nie ma😀
I w Italii widać o słychać zmęczenie pomocą a przecież była ona o wielen mniejsza niż u nas w Polsce.
Do głosu doszła proza życia. A to jeszcze nie koniec.
Dobrze, że złapałeś oddech i wiatr w żagle.
Też o tym czytałem i słyszałem. Wszyscy czujemy zmęczenie pomaganiem.
Cieszę się, że ta praca jest satysfakcjonująca także ze względu na przyjazną atmosferę w pracy. Teraz widać, jak ważny jest mądry i poukładany szef w każdym przedsiębiorstwie, gdy dba o równowagę między pracą, a odpoczynkiem.
Serdeczności
Tak, rzeczywiście. Oby ten stan trwał jak najdłużej . Pozdrawiam
Gratulacje dla autora za odnalezienie pracy, która daje mu satysfakcję i spełnienie.