W Dublinie na kazdym kroku napotykalem Polakow. Sam mieszkam zagranica ale w Szwajcarii tego nie ma.
Szkolenie trwalo 2 dni, w pierwszym dniu zaniepokoila mnie ilosc osob, ktora sie na nim pojawila, mialo byc 60 a przyszlo 12.
Valerie na koniec dnia splodzila soczystego maila, ktorego rozeslala do wszystkich swietych co poskutkowalo 100% frekwencja nastepnego dnia.
Do domu (cholera teraz mam dwa) wracalem przez Londyn-Heathrow, ktore ma swira na pukcie security.
Najpierw chcieli wybebeszyc mi wszystkie torby a potem kazali upchac taptopa i whisky w jeden maly podreczny bagaz.
Musialem go nadac, bo bez tego nie wpusciliby mnie do samolotu. W Zurichu wyladowalismy pozno w nocy i zamist wskoczyc do pociagu musialem najpierw poczekac na torbe.
Po 23 lotnisko bylo puste, wszystkie punkty informacyjne, kasy i biura pozamykane.
Zadzwonilem do Marco, bo padl mi internet w komorce a nie wiedzialem czy bede mial szanse dostac sie jeszcze czyms do Berna. Perspektywa szukania w nocy hotelu tez nie napawala mnie optymizmem.
W domu bylem o 2.30 a o 7 musialem byc w biurze. Przez caly dzien bylem niewyspany i wygladalem jak zombie. Na dodatek przez przpadek skasowalem cala skrzynke mailowa naszego dzialu wraz z zawartoscia i calym archiwum…Prawdziwy master of disaster.
Diebbie powiedzialem o tym dopiero na koniec dnia. Dzieki pomocy kolegi z Niemiec dane na szczescie po 10 godzinach udalo sie odzyskac.
Po mimo zmeczenia calego tego balaganu ostatecznie polubilem swoje prace. Jaka inna pozwolilaby mi odwiedzic 7 krajow w ciagu 4 tygodni…
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Informacje o saberblog
sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera.
Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba.
Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony.
Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii
Bez kategorii i oznaczony tagami
amore,
Irlandia,
praca. Dodaj zakładkę do
bezpośredniego odnośnika.