Hongkong – Shenzhen – Kanton

W Kantonie pierwsze co zwróciło moją uwagę to brak szyb w oknach klatek schodowych. Nie wiem z czego to wynikało ale budynki wydawały się być przez to jakby zaniedbane. Na lokalnym bazarze pokazano nam jak na tekturowych skrawkach papieru ćwiartuje się mięso albo zabija kury żeby sprzedać je jako świeży drób. Od widoku krwi i dziwnego zapaszku robiło się niedobrze. Przechodząc przez gąszcz prowizorycznych straganów z byle jak porozkładanym towarem musieliśmy odpędzać się od żebraków, którzy wyciągali ręce po pieniądze. Przewodnik przekonywał nas, że dla wszystkich jesteśmy tutaj bogaczami z Zachodu. Turyści pstrykali i ochoczo pozowali do zdjęć a mnie zrobiło się szkoda Chińczyków, że w taki sposób pokazuje się ich biedę i że dla innych stanowić może to atrakcję.

Wielki siedzący Budda na Lantau naprawdę robi wrażenie swoja wielkością. Podobnie jak piramidy kiedy z Kairu wjeżdża się do Gizy. Na wyspie jest bardzo spokojnie, nie dziwi więc fakt że wielu mieszkańców Hongkongu i Nowych Terytoriów przyjeżdża tutaj na weekendy wypocząć, a tych na których to stać mają tutaj swoje drugie domy. Najpiękniejsze wille jednak widziałem przy Aberdeen i nad Repulse Bay niczym nieodbiegające od tych z najbardziej zamożnych dzielnic amerykańskich miast albo znanych światowych kurortów. Chłonąłem te widoki całym sobą zachwycając się możliwością przebywania w tym miejscu.

Jadąc na lotnisko kilka razy patrzyłem za siebie by jak najlepiej i najdłużej móc utrwalić w pamięci widok budynku Bank of China. Wieczór w dniu wylotu był bardzo ciepły, gigantycznie wielkie budynki dosłownie tonęły w blasku świateł reklam a ja wciąż nie pozbyłem się tego dziwnego czucia niedowiary, że udało mi się przyjechać do Hongkongu. Nie wiem czy kiedyś jeszcze będę miał okazje tutaj wrócić, ale z pewnością bardzo chciałbym.

Nieznane's awatar

About saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Brak kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz