Podczas tegorocznego Business Travel Show w Londynie dowiedziałem się ze Tureckie Linie Lotnicze należą do jednych z najlepiej rozwijających się linii lotniczych w Europie, są doceniani nie tylko za sposób podejścia do pasażera, ale także jako uznany przewoźnik, który w najlepszy sposób eksploatuje swoje samoloty.
Lecąc po raz kolejny w tym roku do Stambułu postanowiłem przekonać się o tym osobiście, zwłaszcza że lokalny Swiss oferował niebotycznie droższe bilety a mnie przestało zależeć na zbieraniu mil bo na status HON Circle Member nie mam raczej szans.
Gdy mój budżet przeznaczony na ten wyjazd przestał być sprawą problematyczną i okazał się bardziej elastyczny niż zakładano, na jakąkolwiek zmianę było już za późno – dlatego w ramach poprawiania sobie samopoczucia poleciałem tureckim biznesem.
W biurze spiąłem się by wcześniej tego dnia skończyć, dojechać do Zurychu i gdy dzierżyłem już dzielnie swój bilet w dłoni, w kolejce do rękawa samolotu okazało się, że samolot ma ponad 1, 5 godziny opóźnienia. Wróciłem więc do lounge’u, odpaliłem służbowego laptopa i wziąłem się do czytania maili od wiecznie niezadowolonych pracowników, którzy jak zwykle mieli swój sposób postrzegania spraw i żądali interwencji i wyjaśnień, bo ich zdaniem działa im się niespotykana krzywda a żeby zagłuszyć ewentualne niekontrolowane odgłosy emocji i nie psuć sobie do końca humoru, regularnie uzupełniałem poziom płynów w organizmie wlewając w siebie kolejne lampki prosecco.
Obserwując Turków widać, jaki to piękny i postawny naród, wszyscy kruczo czarni, śniadzi może czasem lekko zaniedbani, ale za to charakterystycznie pstrokato-kolorowo ubrani w lokalne podróby markowych ciuchów. Wyjątkowo prezentował się maitre de cabin, który w moim mniemaniu (albo tylko za sprawą prosecco zmieszanym potem z szampanem) pozbawiony był wszelkich niedoskonałości i z trudem przychodziło mi odwracać od niego wzrok. Przeżuwając kolejne kęsy krewetek ćwiczyłem wyobraźnię przechodząc w myślach przez kolejne fazy erotycznych fantazji na wyjątkowo szerokich fotelach w naszym samolocie w roli głównej. Gdy dolecieliśmy było po 23, po mimo późnej pory kolejka do kontroli paszportowej ciągnęła się w nieskończoność. Dla pasażerów klasy business stworzono fast track, który zredukował wątpliwą przyjemność czekania do zaledwie kilku minut.
Lubię pobyty w Turcji, bo wyjątkowo odnajduje się w tym kraju, jest tu tyle atrakcji, że nawet gdy przyjeżdżam sam, to zawsze wracam z bogatym bagażem pozytywnych doświadczeń.
Nie bez znaczenia pozostaje subtelny acz istotny fakt w Stambule o 1 w nocy bez problemu można zawrzeć nieskomplikowaną znajomość z pełnym wachlarzem usług, z dostawą do pokoju i bez pakietu moralnego. Szampan zdążył wyparować, ból głowy minął, zgrzany i wymęczony intensywnym wysiłkiem zasnąłem niczym niemowlę, gdy tylko głowa dotknęła poduszki.
Rano obudziło mnie mocne słońce wpadające do pokoju przez szerokie, panoramiczne okno. Taki niepowtarzalny widok jest tylko tutaj – usiadłem na sofie i przez kilka minut napawałem się panoramą Bosforu obserwowaną zza okna, ciesząc się że znowu mogę tu być. Nic nie było wstanie potem popsuć mi porannego nastroju, zignorowałem nawet porozrzucane po pokoju ślady nocnej wizyty ”bliskiego nieznajomego”.
Wychodząc z hotelu kilkakrotnie przypomniał mi się Teheran: patrząc na liczne kobiety w czadorach, sposób prowadzenia aut przez lokalnych kierowców, ilość meczetów przypadających na dzielnice mieszkalną, pamiątki sprzedawane na bazarach, (za które w Iranie jak się okazało przepłaciłem 10krotnie), lokalne smakołyki oferowane w ulicznych kramach na chodniku, przyrodę, klimat i wsłuchując się w typowe odgłosy ulicy – jakby wszystko przypominało obrazy zapamiętane z Persji.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.