Pierwsze wrażenie z Hyderabadu nie było tak sielankowe, zwłaszcza nocą miasto nie zachęcało do dalszej jego eksploracji. Ciemno, brudno, zapyziale, niewielkie kilkupiętrowe budynki wydawały się opuszczone, brak jakiegokolwiek oświetlenia nadawał temu miejscu jeszcze bardziej ponurego nastroju. Starałem się nie wyrabiać sobie opinii o Indiach tylko na postawie jednego miejsca, ale to co widziałem: bieda, skrajna nędza, bród, chaos, hałas rozklekotane riksze obok bogactwa i przesytu – wszystko potwierdzało moje wyobrażenie o tym kraju.
Co zdziwiło mnie od razu to że przy każdym wjedzie na teren hotelu nasze auto było dokładnie kontrolowane a przy wejściu skanowano wszystkie bagaże i torby, które wnoszono na teren budynku. Po zamachach terrorystycznych cała ta uciążliwa procedura stała się nieodłącznym elementem codzienności.
Niedzielny poranek i popołudnie spędziłem jeżdżąc bez większego celu po mieście. Na okres pobytu dostałem auto z prywatnym kierowcą, co miało niewątpliwie swoje zalety, jak i wady… Wystarczyła chwila nieuwagi, by wylądować w sklepie z perłami i biżuterią, do którego mnie zawiózł w pierwszej kolejności licząc na to, że ze zrobionych przeze mnie zakupów właściciel odpali mu prowizje. Na naszyjnik z pereł ostatecznie nie dałem się namówić, ale trudno było tak po prostu powiedzieć ”nie, dziękuję” i wyjść, bo sprzedawcy wydawali się nie akceptować odmowy tylko jeszcze bardziej zawzięcie próbowali mi coś sprzedać. Gdy wreszcie udało mi się wydostać z tej niezręcznej sytuacji rzuciłem groźnym spojrzeniem na mojego Hindusa, który chyba zrozumiał, bo później już nigdy więcej nie próbował na mnie podobnej sztuczki.
Oprócz fortu i pałacu niewiele jest tam do oglądania. Bardziej zachwycałem się typowo lokalno-ulicznymi obrazami i scenami, które od szkoły podstawowej kojarzyły mi się z Indiami: święte krowy, jakby brak reguł ruchu drogowego, dziesiątki rikszarzy, kobiety w barwnych sari, mężczyźni w turbanach, ludzie chodzący boso, kaleki, żebracy na ulicach wyciągający ręce po pieniądze albo pukające w szybę mojego auta bezdomni i głodni. Starałem się nie zwracać na nich uwagi i nie patrzeć im w oczy, ale sama świadomość tego mało była komfortowa zwłaszcza, gdy patrzyło się na własny dostatek.
Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, że moja praca nie będzie odbywała się od 9 do 17 ale od 12 do 21 chyba że zażądałbym zmiany grafiku pracy całego zespołu, co wydawało mi się życzeniem absurdalnym, ale gdy pomyślałem o Debbie i jej podejściu klient nasz pan wcale się nie uznałem tego pytania za dziwne. Zmianę zaakceptowałem i dzięki temu mogłem spać spokojnie do 10 by dzień w biurze zaczynać od lunchu.
Moi Hinduscy koledzy bardzo się starali, dbali by niczego mi nie brakowało, a uprzejmość i gościnność mieli opanowane do perfekcji, wcale nie wydając się przy tym sztucznym: idąc do windy zawsze ktoś mnie wyprzedzał, żeby nacisnąć przycisk, w drzwiach zawsze wpuszczano mnie pierwszego, przysuwano krzesło żebym mógł usiąść, regularnie proponowanego kawę i wodę, gdy o coś poprosiłem, życzenia spełniane były natychmiast a gdy musiałem poczekać, regularnie informowano mnie o zakresie jego wykonania, niemal kajając się, że muszę czekać. Trochę onieśmielało mnie cała ta szopka i czołobitność wokół mojej osoby, ale z drugiej strony nie wykorzystywałem tej sytuacji.
Seksualność Hindusów zbadałem kilkakrotnie empirycznie i na pewno nie można odmówić im bezpośredniości a i do pruderyjnych jest im daleko. Podobnie do Turków są otwarci jak sklep całodobowy. Jak dla mnie są ekstra, ale może ja się nie znam… Przekonałem się, że dobry seks może się wydarzyć z kimś, kogo nie lubisz albo nie pamiętasz.
Przypadkiem poznałem pewnego Irlandczyka, który okazał sie taką samą dziwką z paszportem jak ja. Jednego wieczoru odpacykowany (wcale nie mając zamiaru uprawiać seksu tylko seksownie wyglądać), pojechałem do sąsiedniego hotelu Taj na drinka i milą pogawędkę. Niespodziewanie wieczór w jego towarzystwie skończył się na lubieżnym eksponowaniu wachlarzu własnych potrzeb i popisie naszych możliwości przy użyciu wspomagaczy typu viagra.
Do biura miałem na 12, ale i tak do auta wsiadałem skatowany, usta mnie bolały od robienia tego w każdy możliwy sposób…
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahama
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Czechy
- Ekwador
- emigracja
- Fiji
- Filipiny
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Lotwa
- madrosci
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- Praca Wrocław
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wlochy
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- Zanzibar
- ZEA
- zwiazek
statystyka
Dawno, dawno temu ( :-)) – to na prawdę było sporo lat temu) bylem zafascynowany Indiami. Bylo to na fali książki „Klejnot w koronie” i jej dalszych kontynuacji Paula Scotta oraz brytyjskiego serialu, powstałego w oparciu o ta prozę, który pokazywano w TVP. Bardzo chciałem pojechać tam wtedy i zobaczyć ten kraju. Potem gdzieś te marzenia, z biegiem dni się ulotniły. Gdyby jednak teraz była okazja chętnie bym odwiedził tamten zakątek.
A swoja droga masz zdrowie tak brykać :-)))
dzieki, ale moze powinienem to leczyc;)
zmywam sie ogladac Taj Mahal
jezeli Ci to przeszkadza, to zastanow sie 🙂