Ostatnie dni w pracy stawały się prawdziwie nieznośne, każdy cos chciał, o cos pytał a jeden prusak uczepił się mnie tak bardzo, ze zacząłem go unikać. Dlatego nawet ucieszyłem się kiedy w sobotę dostałem 40 stopniowej gorączki i zaniemogłem na tyle by potem przez 2 dni leżeć w lóżku plackiem. M obchodził się ze mną jak z jajkiem, robił okłady i wtykał termometr pod język co by sprawdzić czy gorączka ustąpiła. Nie mając zaufania do szwajcarskich znachorów i ceniąc sobie liczbę zer na swoim szwajcarskim koncie nie udałem się zasięgnąć porady lekarskiej. Dzięki niespodziewanej chorobie tylko jeden dzień pojawiłem się w pracy by przez inne pracować z domu z poziomu własnego wygodnego lóżka.
W piątek nie pojawiłem się w biurze nawet na chwile, rano zacząłem się spokojnie pakować by zdążyć na późno popołudniowy samolot do Frankfurtu. Jako ze jestem dobrym starszym bratem w podróż do Kuala Lumpur zabrałem swojego młodszego brata, w przypływie dobrego nastroju opłaciłem mu przelot oraz pobyt i wszystkie lokalne atrakcje. Moj brat który na ogol szydzi z pieniędzy i konformizmu szybko zapomniał o swych zasadach kiedy zamiast usiąść z tłumem w klasie cargo zasiadł wygodnie w ogromnym fotelu klasy biznes a stara podniebne kelnerka (Lufthansa stawia na stare i doświadczone lampucery) podała mu pod nos lampkę szampana.
Najpierw wylądowaliśmy w Bangkoku by po godzinie wyruszyć do stolicy Malezji. 14 godzin lotu odbiło się na moim organizmie, bo choć spałem wygodnie w samolocie po wejściu do hotelu i zachłyśnięciu się widokiem Petronas Tower za oknem, padłem jak kawka i spałem do samego rana. Krótki spacer spod Shangri-la sprawił tylko ze zrobiło mi się mokro (dosłownie) i zamarzyłem by znowu wrócić do klimatyzowanego pomieszczenia.
Pogoda w Kuala jest nieznośna: gorąco, wilgotno, parno i pada – nigdy nie wiem czy jestem spocony czy mokry od deszczu.
Rano przyjechał po nas nasz przewodnik, który pól dnia obwoził nas po centrum pokazując, co ciekawsze atrakcje miasta. Mieliśmy zostać tu 2 dni, ale w związku z tym, ze dość sprawnie nam to wszystko poszło i zdążyliśmy tez poczynić udane zakupy jutro zabieram brata na kilka godzin do Singapuru.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahama
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Czechy
- Ekwador
- emigracja
- Fiji
- Filipiny
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Lotwa
- madrosci
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- Praca Wrocław
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wlochy
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- Zanzibar
- ZEA
- zwiazek
statystyka
zazdroszcze
jaki Ty dobry jesteś, chce takiego brata 🙂
z Toba to ja moge sie zabawic w relacje tatus-syn
ja świetnie pasuje do roli syna 🙂
to lekka perwersja ale nawet mnie to kreci…