Gdyby ktoś zapytał mnie gdzie jestem odpowiedziałbym krótko – w dupie. Miałem z Kuala polecieć do Bangkoku, pobyt zaplonowałem sobie z wyprzedzeniem tak by znaleźć czas i prywatnie pozwiedzać Bangkok i okolice. Pora deszczowa miała się do tego czasu skończyć, pomyślałem – uszczknę cos dla siebie z tego krótkiego pobytu w Azji. Niestety w całej Tajlandii leje od 3 miesięcy, rzęsiście i bez przerwy, przy tym jest gorąco i parno, ogłoszono stan powodziowy, bo napadało tyle, że Chao Phraya wylała, woda nie nadąża spływać kanałami do morza. Zalane są peryferia stolicy, stacje metra, wiele dróg stało się nieprzejezdnych, kilka dni przed moim przyjazdem zamknięto lotnisko, w hotelach brakuje prądu, bieżącej wody, szwankują dostawy jedzenia i wszystkiego, co potrzebne jest do funkcjonowania obiektów gastronomiczno-hotelowych. Poradzono mi odwołać wszystkie rezerwacje bez ponoszenia jakichkolwiek dodatkowych kosztów i zmienić bilet na bezpośredni lot do Zurychu. Szkoda mi jednak było tych kilku zaplanowanych dni, chciałem zobaczyć cały ten tajski bajzel.
Wieczorem pojechałem, więc w ciemno na lotnisko w Kuala i zapytałem, dokąd mógłbym polecieć w ciągu najbliższej godziny lub dwóch… Wysłali mnie do Miri na Borneo -miała być plaża i jest, zapomnieli tylko dodać, że Miri to główny ośrodek wydobycia ropy naftowej w Malezji… Po dwóch godzinach lotu wylądowałem na lotnisku w malezyjskim stanie Sarawak, mój paszport wzbogacił się o kolejną pieczątkę wjazdową, stąd miałem już tylko 10 minut drogi do hotelu. Marriott SPA był prawie pusty nie licząc kilku uczestników konferencji dla nafciarzy. Poza tym cisza, spokój, widok morza z balkonu, olbrzymi basen, pool bar i SPA – w takich warunkach skwar i duchota nigdy nie mogą być straszne.
SPA w tej części świata kosztuje grosze a przez kilka godzin wypieszczą cię od stóp do głów, wymoczą w algach, eterycznych olejkach, wymasują i uklepią – po 6 godzinach wyszedłem jak nowonarodzony ze skórą intensywnie nawilżoną i gładką jak pupa niemowlaka. Od masowania, nacierania, wklepywania zrobiło mi się błogo, że w trakcie zabiegów zasnąłem i byłem w niebie. Kawowe scrub robi zrobił mi dobrze…






Taki to pożyje. A duże było to „Kawowe Scrub” :)?
to byla tylko papka ktora wtarli mi praktycznie w kazde zaglebienie ciala, pozwolili zeby wyschlo a potem milo delikatnie drapali zeby to ustrojstwo zmyc – niebianskie uczucie
ej fajnie 🙂 takie spa. Nigdy nei bylem w spa, ale wiem o czym mowisz. Mi tez robi sie blogo kiedy ktos mnie masuje i „uklepuje” buhahaha. Zawsze jak sie konczy taka sesja to jestem zly 🙂 Ale takie jedno pytanko…. to Ty tak sam sobie wojazujesz? czy moze ktos jest kolo Ciebie? a w hotelu to tez tak caly czas sam??? tak tylko pytam ? 🙂
z wczesniejszej notki wnioskuje, ze masz aparacik ortodontyczny? tak? daj znac, bo jesli tak to przyszedlbym po porade.
czasem sam, czasem zabieram kogos ze soba a czasem zapoznaje sobie kogos fajnego lokalnie tak jak ty to robisz…
aparat ktory mial byc swoistym ‚pasem cnoty’ wcale nie sprawil ze uzywam mniej zycia
jak masz pytanie to pisz na saber@blog.pl
kawowe coś tam brzmi super, niedawno miałem masaż całego ciała z użyciem olejka kawowego, ale było …fajowo:-)))
a masz zdjecia masazysty?
nie mam…