Adil – nasz wynajęty przewodnik przywitał nas rano w hotelowym lobby w tradycyjnej, sięgającej ziemi diszdasze z obowiązkową okrągłą haftowaną czapeczką kumma. Kumma nie jest typowa wyłącznie dla Omanu – nie widziałem takiego nakrycia głowy w innych krajach arabskich, ale spotkałem się z nią 2 lata temu na Zanzibarze.
Po śniadaniu pojechaliśmy na zwiedzanie Muskatu, jednego z nielicznych miast, które zachowało autentyczny urok Orientu. Trasa wiodła przez Wielki Meczet, Muzeum Bait al-Zubair, spacer po nadbrzeżu Corniche z portem, kryty targ suk w Mutrah pachnący kadzidełkami i przyprawami.
Typowa architektura starego Omanu to domy z gliny, parterowe lub jednopiętrowe budynki, z małymi oknami z drewnianymi i misternie rzeźbionymi kratami oraz solidnymi masywnymi drzwiami, bogato zdobionymi a czasem nawet ręcznie rzeźbionymi, ćwiekami.
Kraj wydaje się bardzo malowniczy i atrakcyjny dla turystów. Po nie tak dawnym otwarciu się Omanu na świat tutejsze władze zaczęły promować turystykę, niekoniecznie jednak tą masową, bo na ulicach nie spotyka się tłumów zarośniętych głośnych i pijanych obdartusów czy półnagich kobiet. Takie podejście z jednej strony ogranicza dostęp do tego kraju mniej zamożnym turystom, z drugiej pozwolić to dłużej zachować naturalną egzotykę tego miejsca.
Zbudowane w niedalekiej przeszłości asfaltowe autostrady Omanu wytyczono wzdłuż dawnych karawanowych szlaków. Tych szlaków strzegą obronne wieże zbudowane zazwyczaj na małych wzniesieniach, górują ponad zielenią daktylowych palm, dominują ponad przesmykami między stromymi zboczami gór. Na terenie meczetu w centrum informacji islamskiej można wypić kawę po omańsku – nalaną z dużego mosiężnego dzbanka do małej, porcelanowej czarki. Podawaną bez cukru, ale za to z wyczuwalnym dodatkiem korzeni. Siedzi się na kobiercach pokrywających podłogę, opierając się plecami o haftowane poduchy i pojadając świeże daktyle albo inne lokalne frykasy o konsystencji mordoklejki…
Alkohol jest ogólnie dostępny, nie tylko w hotelach. Po południu wróciliśmy do hotelu zająć się nic nie robieniem. Dylemat Antygony: prażyć się na leżaku i być gnębionym przez chmarę much albo pływać w ziemnej wodzie w hotelowym basenie, ale nie odganiać się bez przerwy od fruwającego i brzęczącego wkoło robactwa…
nie piszesz nic a nic o bracie? jak mu sie podoba? nudzi sie?
zeby Antygona miała takie dylematy antyczny dramat dałby podwaliny zupełnie inne sztuce :-))
O bosz… jak ja Ci zazdroszczę! Nienawidzę Cię! Znęcasz się nade mną. Tym zdjęciami. I opisami też.