Na początku maja tego roku przyjęli do nas nowego kierownika biura (stanowisko fachowo nazywa się office manager). Jeszcze w pierwszym tygodniu zostaliśmy sobie przedstawieni i w tym samym dniu wpadliśmy na siebie w kafeterii podczas przerwy na kawę. Wysoki, postawny, 30-latek, o mocnej budowie ciała, regularnych rysach twarzy, z garniturem równiuteńkich białych zębów, kilkudniowym, czarnym zarostem, przyjemnie pachnący, zawsze stylowo ubrany, noszący się często w czarnych, rogowych okularach od prady, fajnie i estetycznie wyglądający ciastek do schrupania, jedyne, co mi w nim przeszkadzało to fakt, że obgryzał paznokcie. Wymieniając zdawkowe uprzejmości mój radar wyłapał pewne elementy, które kazały mi zaszufladkować mojego nowego kolegę do kategorii ‘’facet z rodziny’’ miał dobre oko – bezbłędnie rozpoznał markę i model mojego zegarka. Jakoś niedługo potem natknąłem się na niego w męskiej toalecie, wszedł zaraz po mnie, kiedy stałem przy pisuarze załatwiając swoje sprawy, ostentacyjnie opuścił spodnie i bokserki do wysokości kolan, wcale nie przestając ze mną rozmawiać. Nie odrywając od niego wzroku udawałem, że nie robi to mnie żadnego wrażenia, choć kątem oka w lustrze z zainteresowaniem przyjrzałem się jego mięsistym i owłosionym pośladkom. Z czasem na powitanie zaczął wołać do mnie ‘’ciao bello’’ co bardziej schlebiało mi niż irytowało, kilkakrotnie usilnie namawiał mnie na wspólny lunch, parokrotnie zaproponował kolacje w swoim mieszkaniu w Zurychu, wciskając mi numer swojej prywatnej komórki podkreślając kilkakrotnie, że to numer prywatny.
Balem się trochę, że z czasem zacznie mnie nachodzić, rzucać kwiatki na wycieraczkę, wąchać śmieci, odstraszać kochanków i łazić za mną jak pies, może zrobi sobie kapliczkę albo ołtarzyk w domu z moim zdjęciem.
W końcu uległem i raz czy dwa poszedłem z nim na lunch w towarzystwie innych osób z biura, trochę żeby mieć to z głowy, bo zaczęły kończyć mi się pomysły na kolejne wymówki. Było w nim coś, co mnie irytowało, sprawiał wrażenie mitomana, który kreuje się na króla życia, gwiazdę europejskich klubów nocnych, bez którego żadna impreza nie ma szans się udać, wiecznie powoływał się na swoje niezliczone rzesze znajomych, kluby, które odwiedzał, gadżety, które posiadał – sztucznie kreował aurę mocno nieprzeciętnego i niesamowitego stylu życia, na każdym kroku podkreślając swoje włoskie pochodzenie, choć swoista naiwność i sposób podejścia do własnych pieniędzy zdradzały jak bardzo był szwajcarski. Trochę się gubiłem, gdy wtajemniczał mnie w tajemnice swojej alkowy z laskami, które wyrywał i dymał na hektary, bo ewidentnie ze mną flirtował, nosił niepokojąco brzmiące imię Emanuel, w pracy został zakwalifikowany przez dziewczyny jako ‘’fajny ale psychiczny’’ a gdy tylko się o tym dowiedział zaczął ostro dementować wszelkie plotki na temat swojej orientacji.
Lecąc z M w lipcu do Rzymu widziałem, że tam będzie, miałem zaproszenie do jego domu, ale nigdy nie zadzwoniłem ani nie odpowiedziałem na jego smsy. Wpadliśmy na siebie w samolocie z Rzymu. Uprzedzony, że mamy wracać tym samym lotem i w trosce o święty spokój między mną a M, przebukowałem nas do business klasy. Do spotkania twarzą w twarz doszło dopiero po przylocie do Zurychu, podszedł do nas przywitać się, podając mi dłoń próbował przyciągnąć mnie do siebie i pocałować w policzek. Przyblokowałem jego ruch, M od razu to zauważył, przez chwile zrobiła się dziwna cisza, po czym zaczęliśmy rozmawiać o rzymskich wakacjach. Gdy zostaliśmy wreszcie sami M określił go, jako ‘’homo niepewny’’ albo, co najmniej biseptol, bo teraz taka moda, na dodatek bezguście… Już wcześniej opowiedziałem M o dziwnym zachowaniu mojego kolegi z pracy, więc teraz mógł skonfrontować moje opowiadania z rzeczywistością.
O ile w temacie jakichkolwiek relacji osobistych mogłem trzymać go na bezpieczną odległość 19 cm o tyle zawodowo nie było łatwo, bo upierdliwy był jak mało kto. W kółko do mnie przychodził, po kilka razy pytał o każdą nawet największą bzdurę, głośno komentował jak coś mu się nie podobało, miewał ‘’genialne’’ pomysły, które puszczałem mimo uszu albo reagowałem z uśmiechem acz stanowczo odmawiając ich wprowadzenia. Nie lubię, kiedy mówi się o mojej pracy ‘’zabawa’’ albo że jest głupia i bez sensu. Ze swojej strony nie dawałem mu żadnych forów ani z powodu fajnego dupy, ani z powodu fajnie owłosionego torsu, który czasami ostentacyjnie demonstrował nachylając się nade mną próbując pokazać mi coś na monitorze. Jeśli łapałem go na przekrętach informowałem go od razu, a jeśli to nie skutkowało nie wahałem się angażować jego przełożonych. Facet irytował mnie wpychaniem nosa w nie swoje sprawy, głupio-mądrym gadaniem, utopijnymi pomysłami (chciał żeby wszystkie nasze firmowe hotele miały na wyposażeniu spa) i traktowaniem mnie jak swojego buddy friend.
Kilka tygodni temu przyszedł zapytać jak wynająć samochód na wyjazd do Lugano, po raz kolejny dziesiąty z rzędu dałem mu numer do naszego biura podróży, poinstruowałem, w jakich wypożyczalniach mamy zniżki – pokiwał porozumiewawczo głową, po czym wrócił do swojego biurka i… wynajął auto sam i u innego dostawcy. Pech chciał, że miał wypadek i Europcar ściągnął mu z karty 2 tys. franków na pokrycie szkód powstałych z jego winy. Skontaktował się ze mną natychmiast próbując dowiedzieć się w jaki sposób ściągnąć te pieniądze z naszego firmowego ubezpieczenia. Gdy odkryłem, że auto wynajął samowolnie wysłałem mu swoją opinię, że niestety nasze ubezpieczenie mu tego nie pokryje, musi więc zapłacić ze swojego prywatnego. Odpowiedź-komentarz dostałem niemal natychmiast ‘’zwariowałeś, ja za to nie zapłacę’’. Jako że na jednym mailu się nie skończyło, ja nie mam w zwyczaju tłumaczyć się rzeczy, na które nie mam żadnego wpływu, a on nie planował przestać ‘’szczekać’’ i demonstrować swojego niezadowolenia moja kolejna odpowiedź poszła w kopii do jego przełożonego sugerując, żeby skontaktował się z działem zarządzania ryzkiem, który ustala zasady naszych ubezpieczeń. Niespodziewanie kilka dni później dostałem smsy ‘’oddawaj mi moje pieniądze’’, ‘’ile mam jeszcze czekać’’. Trochę zdziwiły mnie wtedy te wiadomości, ale byłem akurat wtedy w Malezji zajęty zupełnie innymi rzeczami i po prostu zignorowałem ton jak i formę tych wiadomości szybko zapominając o dziwnym incydencie.
Tydzień temu leżąc z M w łóżku usłyszałem dźwięk przychodzącej widomości. Było już grubo po 23.00 – pytał mnie o limit na kolacje służbową. Byłem zdziwiony, że ktoś wysyła mi sms o tej porze, ale wkurzyło mnie to że rozliczaniem delegacji wcale się nie zajmuję. Po kilku minutach zadzwonił, ale nie odebrałem, zadzwonił znowu, odrzuciłem więc połączenie. Po chwili dostałem wiadomość, że mam natychmiast mu odpowiedzieć. Próbował znowu zadzwonić, więc znowu odrzuciłem rozmowę, wysłał widomość że ‘’udzielanie odpowiedzi na pytania współpracowników należy do moich obowiązków’’. Pomyślałem wtedy ‘’palant’’. Rano dostałem sms ‘’dziękuję za nieodpowiadanie na moje smsy’’.
Po przyjściu do biura wysłałem mu maila przypominając, kto w firmie zajmuje się sprawami rozliczeń delegacji i ustalaniem limitów. W odpowiedzi przeczytałem, m.in. że jestem śmieszny i żałosny, że znam odpowiedź tylko nie chce mu powiedzieć, brakuje mi profesjonalizm, bo nie odpowiadam wprost ludziom na pytania tylko odsyłam ich do innych, że ukradłem mu pieniądze i że jestem złodziejem. Łapało mnie przeziębienie, drapało mnie w gardle i kręciło w nosie, nie miałem ochoty na powtórkę z rozrywki i ping-ponga mailowego, dlatego by jednorazowo i skutecznie zakończyć temat odpowiedź przesłałem w kopii do naszych przełożonych, wyjaśniając różnicę pomiędzy moim działem a działem, do którego z uporem maniaka od kilku tygodni próbowałem go odsyłam. Zupełnie niewinnie dodałem od siebie, że może to efekt wrodzonej nadwrażliwości albo gorączki, ale dzwonienie do kogoś o północy w błahej sprawie wydaje mi się mało profesjonalne a jego maile delikatnie mówiąc napastliwe. Na reakcje nie musiałem długo czekać, już w chwilę potem przeczytałem, dlaczego angażuję w nasze sprawy przełożonych i że tego pożałuję. Po kwadransie przeczytałem ‘’że wie kim jestem, że nie jestem już jego przyjacielem, że jeśli go zwolnią to pociągnie mnie ze sobą na dno, i że mnie zniszczy’’. Po prostu bełkot oszołoma.
Jego szef przeprosił mnie za dziwne zachowanie i całe zamieszanie. Palant próbował się jeszcze ze mną skontaktować próbując wyjaśnić nasz mały problem, ale nie odbierałem od niego żadnych telefonów, po kilku próbach odpuścił sobie, ale zaraz w kolejnym smsie dał mi do zrozumienia, że mam się zacząć bać. W sumie to nadal nie wiem czy chce mnie przeprosić czy zatłuc…
Nie wtajemniczałem przełożonych w treść wiadomości maili i sms, które dostawałem później, choć spokojnie mogłem pójść z nimi do HR. Niedawno dowiedziałem się, że wyleciał, bo był zbyt pretensjonalny i podpadł paru innym osobom w firmie, położył kilka ważnych tematów i ciągle krzywił się z niezadowoleniem, że musi tłumaczyć się ze swoich decyzji, bo przecież w tytule ma manager i sam wie najlepiej co robi. Mój mail podobno przelał czarę goryczy i pomógł ‘’górze’’ podjąć decyzje o jego zwolnieniu. Miałem moralnego kaca bo akurat tej nocy przyśniło mi się jak brałem go pod prysznicem…
I tak oto zyskałem wroga na całe życie, w końcu między miłością a nienawiścią przebiega bardzo cienka granica. Na wszelki wypadek wszystkie maile wysłałem na prywatna skrzynkę – gdyby kiedyś niespodziewanie potrącił mnie na ulicy samochód a sprawca uciekł – będą wiedzieć, kogo sprawdzić od razu…
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa
Mam nadzieje se to tylko jednorazowe, ze nie przyciagasz takich do siebie
wydaje sie przyciagac wylacznie frustratow, zboczencos i maniakow seksualnych oraz wszelkiej masci sieroty zyciowe…
🙂
….kurde, szkoda… te regularne rysy twarzy, rowne zeby, mocna budow.. wydawaloby sie, ze idealny… a tu zong
fajny ale psychiczny. Moze mial tez inne ukryte wady np slinil sie podczas calowania
fuj,fuj !
co sie krzywisz, prezciez kiedys nie bylo zeli…
zapomnial wol jak cieleciem byl…
no zapomniał 😉
Przeczytałem z zapartym tchem tę biurową historię. Normalnie office love story. Swoją drogą dobrze, że go nie bzyknąłeś, bo dopiero by było… Ja bym się chyba nie powstrzymał przed tymi owłosionymi nogami. Hm, chociaż co ja piszę, nadal wolę blondynów… 🙂
po tym jak zostal zwolniony kontaktowal sie jeszcze ze mna, ale wiadomosci byly skrajne wiec w sumie nie wiem czy chce mnie przeprosic czy mi nastukac…
Z tego co wiem wyjechal ze Szwajcarii na kilka tygodni do Panamy – moze pozra go jacys Indanie i nie wroci….
Czyli jednak wzruszyłeś go do pięt. Teraz to chyba już się możecie bzyknąć 🙂
szybciej sie piachu najem….
Aż taka odraza psychiczna? Ojoj… Mam podobnie, może być nie wiem, jak fajny, ale jak nie ma piątej klepki… odpada…
nie podoba mi sie gdy ktos mi grozi, na zarty czy nie dla mnie to od razu freak
Oj Saber, Saber …
Psychopatologie rosną w siłę ostatnimi czasy …
Mam nadzieję, że nie ma jakichś twoich rzeczy, by zrobić laleczkę voodoo 😛
a czy ja wiem, mogl mi ukrasc zszywacze z biurka albo kubek z ktorego pije poranna kawe