Czas pobytu we Wrocławiu dzieliłem między rodzinę, spotykania z byłymi, starymi znajomymi, przyjaciółmi tudzież zawieranie nowych mniej lub bardziej ekscytujących znajomości, często widywano mnie w barze ‘’Le Louis D’or’’.
A wyciągnęła mnie na kolację „Pod Papugi”, która nieoczekiwanie przeciągnęła się o drinka w hotelowym barze, by następnie zamienić się w regularny clubbing z baletami w tle, w poszukiwaniu zabawy przy dobrej muzyce nie sposób było nie ulec sposobności zaliczenia „wodnej pedałowni”. Dwukrotnie wylądowaliśmy w Mananie – miejscu przystanku ostatniej szansy dla tych, którym nie udało się nikogo wyrwać.
Szukając odpowiedniego świątecznego prezentu dla mojej matki trafiłem do Laboratorium SPA. Żeby nie było, że narażam starą kobietę na coś nieznanego postanowiłem wypróbować podarunek piękna najpierw na sobie i dzień przed wigilią na ponad 6 godzin zamknąłem się w przybytku urody i relaksu. Z dala od szarej zimowej aury, pozwoliłem wcierać sobie w twarz przeróżne mazie, ugniatać się gorącymi kamieniami i taplać ciało w algach. Efekt był piorunujący, choć początkowo najbardziej martwiłem się czy oddając się w sprawne i silne ręce masażysty zdołałem skutecznie kontrolować ciało przed reakcją na fizyczną stymulacje. W obawie że, zły dotyk może boleć przez całe życie nie pozwoliłem oddać się w ręce kobiety. Mój ojciec początkowo nie rozumiał mojej decyzji, ale później zreflektował sie, że jego pierworodny ma przecież większą tolerancję na męski dotyk…Przeszedłem piekło manicure w towarzystwie pewnej tipsiary, która wydala się lekko wzburzona widząc zasiadającego obok niej faceta. Skoro baby pchają się do zarządzania firmami, chcą kierować i zarządzać innymi to faceci mają prawo robić sobie pazurki – same sobie zgotowały ten los, równouprawnienie to równouprawnienie.

Mieszkając w hotelu mój pokój był otwarty jak sklep całodobowy, korzystając z okazji wziąłem udział w kilku „meczach”. Zaletą spotykania się z pewnymi siebie ludźmi jest taka, że wcale nie trzeba się spinać, czarować i starać się przypodobać, bo w gruncie rzeczy to oni są najlepsi. Pozwoliłem, więc innym odgrywać farsę zwaną tańcem godowym i prezentować się w stylu, jaki to jestem the best, podczas gdy sam w ramach zajęć wyrównawczych mogłem potem brać z nich co tylko chciałem.
Uciekłem ze Szwajcarii przed zimą. We Wrocławiu było jesiennie i stosunkowo ciepło, podczas gdy w Bernie spadł śnieg, sparaliżowało lotniska a w niektórych regionach ogłoszono stan zagrożenia lawinowego. Nie lubię zimy, ale byle do końca stycznia…
Parę osób powiedziało mi ostatnio, że wymieniam nazwy państw, miast i miejsc, w których byłem, z taką swobodą, jakby to była codzienność, ale czy czuję, że wyważyłem w swoim życiu jakieś drzwi? Nie. Wiem, że dostaje od życia bardzo wiele, ale kiedy czuję, że woda sodowa zaczyna mi szumieć w głowie, jadę do Wrocławia. Moi przyjaciele i znajomi żyją zwyczajnie, mniej chaotycznie. Chodzę z mamą po marchewkę na targ, do cioci na imieniny, jem mortadelę, obieram ziemniaki, myje naczynia.. Tak naprawdę, kogo tam obchodzi zamknięcie miesiąca albo czy samoloty łatają. Sprawy codzienne są istotniejsze. Tam jestem bliżej ziemi, obserwuje zwyczajne życie, przyrodę, doceniam starość, święty spokój, rodzinę i doświadczenie.
czasem dobrze na chwilę wpaśc do domu