W wolny sobotni poranek zatopiłem się w atmosferze krętych uliczek Chinatown, w sobotę na lokalnym markecie zjadłem tam pyszne śniadanie, obejrzałem widowiskowe wyścigi lodzi przy Marina Bay Sands, oglądałem mieszkania do wynajęcia i porównywałem ceny – dopiero wieczorem wracałem do Zurychu. Pogoda, choć dokuczliwa nie powstrzymała mnie przede wyjściem z klimatyzowanego pokoju hotelu.
Ostatecznie nie mam żadnej pewności czy mój plan w ogóle wypali i czy nie zostanie brutalnie zweryfikowany po tym jak w ostatnim tygodniu straciliśmy za jednym zamachem VP i dyrektora, sytuacja może odmienić się radykalnie, nowemu następcy mogą nie spodobać się moje plany i wszystko pójdzie w łeb.
K. zapytała mnie o plan B na przyszły rok, o plany na następne kilka lat i nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć.
W lipcu minie 5 lat odkąd zacząłem tutaj pracę, za wytrwałość dostanę w podziękowaniu od firmy 6 tygodniowy płatny urlop, który spożytkuję w styczniu na daleką wyprawę. Od kilkunastu tygodni w wolnych chwilach pochłaniam przewodniki po Australii, Nowej Zelandii, Japonii, Wyspach Pacyfiku, Mikronezji, Azji Południowo Wschodniej zamęczając M pomysłami. M czasami żali się przed znajomymi, że ostatnią rzeczą, o której myśli po powrocie z pracy to gdzie spędzimy kolejne wakacje. W tej kwestii zdaje się całkowicie na mnie, bo wie, że dla mnie samo planowanie i wytaczania tras to już jakby początek eskapady i niesamowita frajda. Wybór jest trudny, bo tyle jest miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć a 6 tygodni to w sumie tylko 42 dni, miesiąc z hakiem, główkuję więc jak by tu nie przesiadać się w szalonym tempie z samolotu do samolotu, odwiedzane miejsca nie były zbyt jednostajne, pogoda nie była zbyt ekstremalna i żeby nie wracać tam gdzie już byliśmy…
Po powrocie chciałbym, zacząć myśleć o przeprowadzce. Jeśli nie na dłużej, to chociaż na kilka miesięcy, góra 2 lata i gdzieś gdzie będzie mi/nam się podobało. A może powinienem zacząć robić nowe studia? A może zacisnąć finansowo pasa przez rok a potem wybrać się w roczną podróż dookoła świata? Pomysł niegdyś szalony teraz wydaję się intrygujący i w zasięgu ręki. Hm, ja to mam właśnie takie problemy…
Jeszcze 5 lat temu mój plan był jasno określony i bardzo konkretny: zarobić i wrócić. Teraz myśl o posiadaniu trzech mieszkań i oszczędności na koncie bankowym, bliskości przyjaciół ale za to bez M. i kosztem udupienia zawodowego nie jest już taka kusząca. Odkąd pojawił się M. jego bliskość jest dla mnie bardzo ważna pomimo tego faktu, że mój pakiet moralny czasami szwankuje… Uparcie tłumaczę sobie, że mój związek nie musi być nadzwyczajny, tylko po prostu zwykły, dobry, mieć trochę wad i zalet. Gdybym wyłącznie myślał i planował rozsądnie nigdy nie zdecydowalibyśmy być i zamieszkać razem.
Czy to ma przyszłość? Nie wiem. Ale tego zaplanować się nie da, nie wiem co będzie jutro a co dopiero za rok czy kilka lat? Może za rok znowu wszystko wywróci się do góry nogami, wygramy w loterii albo stracę prace, znajdę nowe inspiracje albo zachoruję na białaczkę tudzież raka albo będę miał jakiś wypadek, może, może, może… Moje życie toczy się tu i teraz, gdybym miał zastanawiać się czy związek ma przyszłość pewnie nigdy bym się nie związał z M. a w życiu chodzi o to żeby mieć piękne wspomnienia
Aktualnie jestem w Berlinie w stanie dowyprzytulanym po wczorajszym meczu z czarnoskórym zawodnikiem z Zimbabwe, który potwierdził: po pierwsze, że niewątpliwie mam dobry gust, po drugie, chyba nie jest ze mną tak źle bo wciąż zachowałem w sobie silny zmysł samca zdobywcy – raz coś zdobyte przestaje mnie pociągać…
Samiec-Zdobywca, hm! To daje do myślenia… 😛
a sam tak nie masz? to by wiele tlumaczylo np dlaczego nie jestesmy monogamiczni