Po blisko 2 latach niespodziewanie wysłano mnie do Zagrzebia na spotkanie z lokalnym dostawcą, skorzystałem na tym podwójnie, bo raz nie musiałem siedzieć za biurkiem a dwa miałem okazję odgrzać starą znajomość. Niektórym może wydawać się to dziwne, ale nawet znajomości zaczęte od dupy strony mają szanse przetrwania w dzisiejszym świecie i potrafią ciągnąc się latami, osobiście mam kilka takich przykładów, ale nie będę wchodził w szczegóły.
Wieczorem po kolacji z R spotkałem się z R vel Mr Devilem powspominać nasz wspólny dziki wypad do Stambułu, przez który zapewne spotkamy się kiedyś w piekle oraz usłyszeć, że R startuje na stanowiska urzędnika UE i jeśli dostanie się do Luksemburga to taka afera z Strauss-Kahnem przy nim to będzie pikuś, bo R ma nieprzeciętnie rozwiniętą wyobraźnię, że jeżeli tylko stworzyć mu odpowiednie warunki to chłopak puszcza wodze fantazji i wtedy nawet szeroko opisywane w prasie włoskie imprezy bunga bunga to zwykły bal starszaków w przedszkolu.
Choć to już początek października w Zagrzebiu wciąż było ciepło a w powietrzu czuć było dokuczliwą wilgotność. Podczas gdy wokół nas ludzie chodzili w kurtkach albo płaszczach opatuleni szalikami oboje z R ocieraliśmy pot z czoła. R która towarzyszyła mi podczas tej podróży miała serdecznie dość tego klimatu i zaraz po kolacji o 21 wylądowała w swoim łóżku podczas gdy ja uskuteczniałem swoje urzędowanie w barze hotelu Regent.
Wizyty na Bałkanach i zawieranie nowych przelotnych znajomości przypominają mi zakupy w outlecie: fajne i apetyczne towary, tylko taniej.
Wcześniej w czwartek polecieliśmy razem do Amsterdamu spotkać się z dyrektorem finansowym filii mojej firmy i Signor G podczas 3 godzinnej pogawędki dał mi nieco do wiwatu. Ciężko nam się rozmawiało a jeszcze trudniej było mi znosić dziwne fochy pana CFO (a niby makaron), który raz po raz łapał mnie za słówka albo karcił słownie niczym przedszkolaka. Byłem na tą słowną chłostę nieprzygotowany, bo wieczór wcześniej wlaliśmy w siebie z R 2 lampki szampana, 2 butelki malbeca i 3 whiskey sour, po których zdolność odpierania jakichkolwiek ataków lekko mi osłabła. Poza tym w hotelowej łazience spotkała mnie niemiła sytuacja, o 1 w nocy po powrocie do pokoju próbowałem wziąć prysznic i wybiło mi wodę z podłogi zalewając całą łazienkę i kawałek pokoju. Średnio uśmiechało mi się zmienić pokój o tak późnej porze poza tym było lekko napruty wiec raczej słabo bym wypadł próbując tłumaczyć się z tego co się tam stało. Reklamacje złożyłem dopiero dzisiaj…
Samolot miał prawie godzinę opóźnienie, więc dopiero po północy wgramoliłem się M do lóżka żeby o 5 rano wciąż niedospany wyruszyć z nim na weekend do Lyonu. P i F nasi francusko-włoscy znajomi od kilku tygodni nieustannie męczyli nas zapraszając do siebie, ale albo nas nie było w domu albo M pracował albo chłopaki mieli swoje koncerty. Nie uśmiechało mi się znowu jechać do nich do Bazylei dlatego usilnie zabiegałem żeby spotkać się w jakimś odmiennym miejscu. Padło na Lyon. Przez 30 godzin pobytu w tym mieście zdołałem zmieścić w sobie niesamowitą ilość foie grais – ile razy jestem we Francji to mój ulubiony smak, wiem że jest niezdrowe i że dupa mi urośnie ale po prostu ubóstwiam ten smakołyk. Pogoda nas nie rozpieszczała, przez co Lyon zapamiętam jako mokre i szaro bure miasto. M chce wrócić tam wiosną jak zrobi się cieplej i pewnie dam się skusić choćby ze względu na foie gras. Mieszkańcy też jakby wydawali się mniej atrakcyjni, kiepsko ubrani i byle jacy – zupełnie nie było na kim oka zawiesić.
Do Szwajcarii wróciłem tak naprawdę tylko na jeden dzień tylko po to by wpaść do biura jak po ogień, złożyć w konsulacie wniosek o wizę do Indii i pogadać trochę przez telefon z szefową, bo od dobrych 2 tygodni nie było nam dane się usłyszeć. Dziś jestem w sennej Kopenhadze i czekam na samolot do Goteborga.
Siedzę w loungu o obserwuje ludzi. Język duński jest okropny, bo nie ma w sobie żadnej melodii – za to Duńczycy są mniam. W Szwecji wyczekuje mnie jednak chińszczyzna…
Ja tam też lubię Duńczyków. I Szwedów też. W ogóle im bardziej ginger albo blond, tym lepiej. 🙂
z zainteresowaniem przeczytalem ten komentarz i za nic w swiecie nie potrafie go polaczyc z wydarzeniami nocy 6 pazdzernika. Czyzby pomrocznosc..?