Lotnisko Indira Gandhi w New Delhi, późna noc, po długim, bezsennym locie z racji różnicy czasu związanej z podrożą na wschód. Wychodzę przed terminal przylotów i od razu uderza zapach, który potem będzie towarzyszył mi do końca podróży, a za którym bynajmniej tęsknię… Troszkę duszący, trochę słodki – jak dla mnie nie do zniesienia.
Otoczony zewsząd odpychającym widokiem panów nieprzerwanie szukających czegoś w swoich nosach jakby chcieli dogrzebać się do mózgu, kręcących kulki z glutów i pstrykającymi nimi na podłogę.
Buty w czubki, szare wyświechtane spodnie, czarny bród za paznokciami, odgłosy sapania prychania, stękania, przeżuwanego jedzenia, mlaskania, chrząkania i bekania. Niedomyci, natrętni i irytujący, brzuchaci starsi panowie niekiedy z włosami przefarbowanymi na czerwono czuprynami wyglądają groteskowo, często z twarzą pooraną ospą. Jeden palant oparł swoje brudne bose stopy o zagłówek mojego fotela i mało by brakowało a bym mu przyłożył z liścia.
Moje kolorowe skarpety nie pozostają niezauważone, dzieci pokazują na mnie palcami. Czuje się trochę jak Murzyn w cyrku, wszyscy mnie zagadują i każdy chce się spotkać gulgocząc w Hindi-English, którego nie rozumiem.

Słodko pierdzący zapach powietrza, curry i odgłosy bekania. Na lotnisku w loungu otumaniony całym rozgardiaszem przez chwile zapomniałem się i napiłem się lokalnego frappucino, w ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że ta mikstura zawiera bliżej niezidentyfikowane lód i mleko, ale było już za późno – poszły konie po betonie a ja wylądowałem w kiblu w pozycji na skoczka.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Informacje o saberblog
sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera.
Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba.
Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony.
Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii
Bez kategorii i oznaczony tagami
Indie,
podróże. Dodaj zakładkę do
bezpośredniego odnośnika.