Mój hinduski kolega sprawił mi niesamowita niespodziankę – zaprosił mnie do swojego do domu. Jadąc do niego o 8 rano zastanawiałem się, czego powinienem się spodziewać, przejeżdżaliśmy przez tak okropne dzielnice, że widoki napawały mnie głównie strachem i niesmakiem, ale wiedziałem, że spotkała mnie jedyna w swoim rodzaju okazja i zaszczyt, więc nie wolno mi było tego krytykować.
Do tej pory znałem Indie z perspektywy luksusowego hotelu, ale być zaproszonym przez Hindusa do domu to co innego.
Nie pasowałem zupełnie do tego miejsca, ani swoim strojem, ani drogim zegarkiem ani parą butów, które poproszone mnie by zostawić na zewnątrz. Czekało mnie bardzo miłe przyjęcie, poczułem się trochę jak w skansenie: ostra jarzeniówka, plastikowe krzesła, wiatraki na suficie, metolowa szafa-sejf, w której trzymane są ubrania, łóżko i wysuwany materac. Skorodowane barierki, obite krawężniki wszystko wydaje się bardzo liche i tymczasowe.
Przełożony mojego kolegi mało entuzjastycznie przyjął pomysł zaproszenia mnie do siebie domu, piętrzył przed nim problemy i trudności o to, co będę jadł i czy coś mi aby nie zaszkodzi, co jeśli będę chciał skorzystać z łazienki (dziura w ziemi) albo zobaczę warunki, w jakich mieszkają się zniesmaczę.
Zdaję sobie sprawę, że wszystko to to jedyna szansa na obserwacje z wewnątrz. Mogę zobaczyć to, co widać na ulicy, ale nigdy nie miałbym niestety okazji bliżej przyjrzeć się tamtejszemu życiu. Wprawne oko niejedno może wyłowić nawet z pobieżnej jedynie obserwacji…
Życie toczy się na ulicy. Zarówno codzienne jak i towarzyskie. Ludzie siedzą, pracują rozmawiają, a nawet niektórzy wcale nie krępują się wysikać do rynsztoku… Drzwi do domów są w większości przypadków otwarte… Jeśli gdzieś znajduje się miejsce pracy, również dzieje się to na widoku publicznym. Ludzie gotują, szyją, wyrabiają różne przedmioty itd., nie zamykają się, nie potrzebują do pracy tzw. świętego spokoju. Nie przeszkadza im hałas, rozgardiasz, zamieszanie, jakie dzieje się wokoło.
W Indiach wszystko dla przeciętnego Europejczyka jest inne, może wydawać się bardziej prymitywne i biedne, ale przecież w końcu nasza cywilizacja nie jest jedynym i obowiązującym wyznacznikiem rozwoju. W końcu pierwszym światem nie jesteśmy. Staramy się nie zapominać, że świat jednak nie ogranicza się jedynie do małej, bogatej i snobistycznej Europy…
Dusza świata jest właśnie w takich krajach jak Indie, które fascynują. Dla wielu są skansen, symbol uduchowienia, egzotyki…