moje kolejne urodziny

10. lipca skończyłem 35 lat, choć nadal wyglądam i czuję się tak samo dobrze tego akurat dnia wpadłem w raczej podły nastrój, ciągle przypominało mi się, że bliżej mi teraz do czterdziestki niż trzydziestki.
Mój M. zaskoczył mnie już w wieczór przed urodzinami. Jak co dzień wrócił z pracy ok. 23.30, chwilę pogadaliśmy, napiliśmy się wspólnie lampki wina, po czym on udał się do łazienki wziąć prysznic a ja wskoczyłem do łóżka. Nie rozmawialiśmy o moich wypadających następnego dnia urodzinach, w końcu to taki sam dzień jak każdy inny, poza tym nie miałem ochoty psuć mu ewentualnej niespodzianki. I tak właśnie o północy nieoczekiwanie wszedł do sypialni z talerzem słodkich kolorowych ciastek makaroników (przypominających polskie bezy) ułożonych w kształcie urodzinowego tortu piramidy z symboliczną jedną świeczką na samym czubku. Auguri amore…

Dzień urodzin przypadał na środek tygodnia, dlatego po pracy późno wychodząc z biura zabrałem samą tylko V. na symboliczną lampkę szampana. Gdy urobiłem się już szampanem i spojrzałem na swój wiek z innej strony odkryłem pozytywną rzecz – tylko w wieku 35 lat stać mnie na lampkę różowego szampana za 25 franków w barze 5 gwiazdkowego hotelu Schweizerhof.

Od momentu, gdy po latach dzieciństwa odwiedziłem na nowo Trójmiasto bardzo zapragnąłem móc wrócić tutaj kiedyś razem M. Na początku roku planując gdzie spędzimy moje urodziny przypomniałem sobie o tym pomyśle i przekonałem M. by spędzić kilka dni nad polskim morzem.

Na ten przedłużony weekend nad Bałtykiem zabraliśmy ze sobą P i F. Nie przez przypadek mówi się, że jeśli chce się kogoś lepiej poznać trzeba z nim gdzieś wyjechać, zobaczyć jak zachowuje się w nieznanym sobie środowisku, bo wychodzą wtedy wszystkie przywary i cechy charakteru. Bardzo lubimy chłopaków i wcześniej mieliśmy kilka okazji wyjeżdżać razem, ale nigdy na tak długo.
Spotkaliśmy się w Monachium w samolocie do Gdańska. Obaj z M. przylecieliśmy właśnie z Zurichu a chłopacy kilka godzin wcześniej z Bazylei. Udało mi się zorganizować nam upgrade do biznes klasy, co było atrakcją samą w sobie, bo oprócz nas i odwróconego stewarda w tak komfortowych warunkach podróżowała tylko nasza czwórka. Chłopacy zaledwie co weszli na pokład samolotu od razu zaczęli swój francuski zwyczaj czułego cmokania się na powitanie wzbudzając zniesmaczenie pozostałych polskich podróżnych.
P. odstawił szopkę, kiedy w hotelu próbował zabajerować nieśmiałego recepcjonistę urokiem a’la młody William Baldwin, który niestety przeminął 20 lat temu. Przez następne kilka dni było tylko gorzej: komentował każdego byle dobrze wyglądającego faceta, chodząc po ulicach próbował ściągnąć każdego wzrokiem, gapiąc się na niektórych tak natrętnie, że bałem się, że dostanie od któregoś w mordę. Nieustannie ślinił się jak niewyżyty i nieźle napalony satyr, zamęczał nas szczegółami a wolałbym żeby pozostał dla nas tajemnicą…
Przy śniadaniu opowiadał, kogo by wziął albo komu czochrał babola, na statku wycieczkowym na Westerplatte nawet wyrwał jednego podróżującego w pojedynkę po Polsce Turka, który łaził później za nami jak pies. Nie do wytrzymania było jeszcze co innego – wszystkim napotykanym facetom pstrykał zdjęcia z ukrycia a w nocy przed pójściem spać pewnie laszczył nad nimi pytonga.
I jak można się było tego spodziewać, któregoś wieczoru wyszedł samotnie o północy na Długi Targ w poszukiwaniu nocnych atrakcji i robiąc niedyskretnie jakiemuś przypadkowemu kafarowi zdjęcie dostał od niego w dziób. Kozaczyć można, tylko trzeba mieć czym a 47-letni przygarbiony pan z brzuszkiem to raczej smutny widok niż interesujący zawodnik.

Ucieszyłem się, bo przynajmniej nie siało stypą przez ten weekend.

Zaliczyliśmy kilka dobrych restauracji, w których M. z nieukrywanym wdziękiem zamawiał swój ulubiony zestaw ‘’polekamy’’. Wypożyczonym autem pojechaliśmy do Malborka, gdzie P i F wzbudzili współczucie personelu pewnej galerii godzinami przymierzając biżuterie z bursztynu by na końcu i tak nic nie kupić. Dzięki nieznajomości polskiego i kierując się tylko wskazówkami GPSu dotarliśmy do serwisu opon, bo chłopakom wydawało się, że wulkanizacja to miejsce gdzie można w Polsce podziwiać pozostałości po wybuchu wulkanów…
Znokautowany P. nie ustępował dostarczając nam coraz to nowych atrakcji, w końcu przypomniał mu się temat dyżurny i zaczął narzekać na swoje zbędne kilogramy… Przez te kilka dni zdążyłem zaobserwować że P tak naprawdę spożywa tylko jeden posiłek dziennie, bo zaczyna rano i kończy wieczorem.
W poniedziałek mieliśmy już dość swojego towarzystwa, co udzieliło się zwłaszcza w drodze na lotnisko, głównie milczeliśmy niż rozmawialiśmy. Gdy rozpoczęto boarding M. zorientował się będąc już w samolocie, że przez nieuwagę zostawił na krześle przy barze swoją torbę z dokumentami i portfelem. Gdy pasazerowie wciąż jeszcze wchodzili do samolotu, obaj z M próbowaliśmy się z niego wydostać. Z pomocą przyszedł nam pilot, który połączył się z obsługą bramki prosząc ich o pomoc. W czasie gdy M. wyraźnie odpływała z twarzy krew chłopacy uprawiali czarnowidztwo wzdrygając i ciągle łapiąc się za głowę raz po raz wykrzykując po cichu ‘’o mon dieu’’ co to będzie jak M ukradziono torbę z dokumentami. W pewnym momencie jakby w ataku przerażenia zaczęli wykrzykiwać o konieczności blokady kart i konta bankowego, podczas gdy razem z M jeszcze wciąż oczekiwaliśmy dobrej wiadomości od personelu lotniska, że torba jednak się odnalazła. W pewnym momencie pozwolono nam wyjść z samolotu (nam bo przekonałem panią z Luftwafe że wypuszczając tylko M na niewiele się to zda jeśli nie mówi on ani po polsku ani po niemiecku ani po angielsku). Po za tym przysłuchując się naszej rozmowie zrozumiała, że jesteśmy indywiduami i tylko we dwójkę poradzimy sobie najlepiej:
– M jak wyglądała twoja torba? Czarna kwadratowa z paskiem? Versace? Co nie?
M obruszył się lekko i po chwili całym sobą odnalazł się w sytuacji a ja myślałem wtedy, że parsknę wiedząc, że mówi to na poważnie:
– Nie niebieska, tylko atramentowa, albo raczej bardziej głęboki błękit, prostokątna w drobne, delikatne, poziome i pionowe cieniusieńkie linie, na czarnym, materiałowym pasku z logo Kalvin Klein.

Znalazła się.

Gdy myśleliśmy, że wyczerpaliśmy limit przegród jak na jedną podróż samolotem rozlałem sobie na spodnie i siedzenie całą butelkę wody. Głupia stewardesa nie dość, że żałowała mi serwetek żebym mógł się osuszyć to nie pozwoliła mi przesiąść się na jedynie wolny i suchy fotel w biznes klasie, bo miałem przecież miejsce wykupione w ekonomicznej…

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podróże i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „moje kolejne urodziny

  1. ~sotion pisze:

    Wszystkiego najlepszego z okazji 35 urodzin:-)

  2. ~Saber pisze:

    Jezu?! To Ty zyjesz?!

  3. joannasoltysiak pisze:

    Wszystkiego Najlepszego …. Niezwykłe Urodziny….Ciekawie i z pasją opisane….

  4. ~sbr-->sotion pisze:

    a bedziesz jeszcze pisal zebym wiedzial co u Ciebie czy trzeba sie osobiscie do Niemiec pofatygowac?

Dodaj komentarz