Z okazji 60. urodzin mojego taty wszyscy spotkaliśmy się w Rzymie. Zarezerwowałem rodzicom i bratu bilety na samolot oraz pobyt w hotelu. W związku, że była to okrągła rocznica urodzin postarałem się żeby ich podróż minęła w trochę bardziej wygodnych niż zwykle warunkach a na miejscu w hotelu niczego nie brakowało.
I tak mój tato, gdy wszedł do loungu oniemiał z zachwytu na widok jedzenia i alkoholu a najbardziej ze wszystkiego podobało mu się że, nie musiał za nic płacić. Na szczęście była z nim tam mama, która pilnowała, żeby nie bił rekordów i nie wypróbował całej zawartości barku. Z tego, co opowiadał mi później brat sama nie była lepsza, ukradkiem chowając do torby darmowe smakowe herbatki, których ponoć nigdy nie próbowała…
W samolocie rodzice wstrzymali boarding próbując zgadnąć, które miejsca to 1 A i C i D i wykombinować, dlaczego nie siedzą razem, w końcu powinni… Gdy stewardessa zaczęła niepokoić ojca pytaniami o gazetę, napoje i jedzenie ze strachu uciekł i przesiadł się na fotel obok mamy.
Przyleciałem do Rzymu dwie godziny przed nimi, dlatego najrozsądniej wydało mi się zaczekać na nich w hotelu, upewniając się wcześniej że wiedzą jak mają tam dotrzeć. Wysłałem im też wiadomość ile kosztuje transport z Fiumicino, żeby nie dali nabrać się na sztuczki lotniskowych taksówkarzy.
Tato, gdy wsiadł do taksówki wyjął swoją komórkę, wstukał cyfry po czym tonem nie znoszącym odmowy, niczym rasowa wschodnioeuropejska prostytutka powiedział do kierowcy „this is my price senor”. W drodze do hotelu próbował zagaić z nim rozmowę i tak np. gdy usłyszał w radio znana piosenkę triumfalnie oznajmił „Eros Ramazzotti” a gdy na światłach, do samochodu przykleili się uliczni czyściciele szyb poklepał porozumiewawczo kierowcę i oznajmił „piccolo biznes”… Na koniec przejażdżki kierowca usłyszał od niego „Hasta luego mein kamerad, salute!” ale minę miał lekko skwaszoną.
Radisson postarał się, żeby pokój rodziców miał wszystko co najlepsze, piękny taras, przestronny pokój dzienny, nawet rowerek treningowy im wstawili chociaż nie bardzo wiem czemu, bo o niego nie prosiłem.
I znowu zostali przytłoczeni nowoczesną technologią, bo nie wiedzieli jak zapalać światło, włączyć ciepłą wodę, uruchomić automat do kawy czy jacuzzi. Mojemu tacie niestraszne były te wyzwania i samodzielnie majstrował przy każdym urządzeniu, ale jak o 2. w nocy obudził go hałas samoczyszczącego się systemu jacuzzi oboje z matką myśleli, że to trzęsienie ziemi.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa