Śniadanie na hotelowym tarasie wprawiło nas w bardzo dobry nastrój, mogliśmy do woli grzać się w ciepłych promieniach słonecznych pozostawiając chłodną jesienną aurę daleko za nami. Rodzice dumnie pozowali do wspólnych zdjęć a na koniec wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że było to jedno z tych śniadań, które będziemy wspominali przy każdych wspólnych rodzinnych uroczystościach. Dziwne i zarazem smutne, ale zdaje sobie sprawę, że takich okazji możemy w przyszłości nie mieć za wiele. Odkąd wyjechałem z Polski trochę rzadziej widuje się z rodzicami, (choć może to tylko mnie się tak wydaje, bo matka twierdzi że mieszkając we Wrocławiu widywałem ich jeszcze rzadziej) i za każdym razem kiedy się spotykamy widzę jak bardzo moi rodzice się starzeją. Dlatego chyba próbuję wynagrodzić im wszystko póki jeszcze mamy czas, a w najgorszych scenariuszach wyobrażam sobie czasem, jak dzwoni do mnie mama albo brat i że…
Nie wiem czemu, ale wydaje mi się że pierwszy odejdzie mój tato. Ten którego kiedyś nienawidziłem, a potem kochałem, ten który ciągle strofował i wyżywał się na mnie ucząc się bycia ojcem.
Z czasem dopiero zrozumiałem, że mój ojciec mail anielską cierpliwość do mojej matki.
Na wspólną kolacje zaprosiłem rodziców do hotelu, bo matka nie chciała się nigdzie ruszyć wieczorem poza Radissona. Upierdliwa stała się naprawdę trzeciego dnia, gdy po zwiedzaniu Koloseum i Forum Romanum zadecydowała, że wracamy do hotelu grać w karty i oglądać telewizje, bo ona czuła się już zmęczona. Dopiero, co minęło południe, pogoda póki co dopisywała a ona chciała zamknąć nas w czterech ścianach i dostawać pierdolca. Dałem jej wolną rękę jak chce spędzić nasz ostatni dzień w Rzymie a sami z bratem ruszyliśmy dalej eksplorować Wieczne Miasto póki nie dopadła nas burza i zmusiła wrócić do hotelu. Nie wiem co stało się matce, ale kolejny wieczór postanowiła spędzić w hotelu i ani ojciec ani ja nie mogliśmy jej przekonać, by wieczorem zechciała pójść zjeść kolacje na mieście. W hotelowej restauracji za to nas pokochali, bo przez dwa wieczory z rzędu stołowaliśmy się wyłącznie u nich zostawiając ponad 700 euro.
Matka podniosła mi ciśnienie w sklepie gdzie mój brat przymierzał sobie płaszcz a ona doradzała mu przy wyborze. Nie wiem skąd bierze się u niej zamiłowanie do kupowania rzeczy o trzy numery za dużych, wiszących rękawów i odstających ramion. Jej myślenie kup większy, bo jak założysz w zimie trzy grube swetry to będzie akurat sprawiało, że miałem ochotę pacnąć ją w głowę. Na szczęście mój brat w porę zorientował się, że zakupów przy mojej matce zrobić się nie, dlatego szybko się stamtąd ewakuowaliśmy.
Rzym to moje ukochane miasto. Uwielbiam jego klimtyczność, atmosferę. Byliśmy z mężem dwa razy i jesteśmy zachwyceni. Na pewno jeszcze kiedyś tam wrócimy. Niezwykłe miejsce. Jedzenie też wspaniałe. Mam u siebie trochę zdjęć z Rzymu i nie tylko, bo zwiedziliśmy jeszcze półwysep Sorrento i wyspę Capri. Sporo zobaczyliśmy, ale wciąż nie wszystko, jest zatem okazja, by wrócić i resztę zwiedzić.