M w każdej wolnej chwili czyta albo uczy się albo studiuje. Ma taki zapał do nauki, że aż go szczerze podziwiam, gdy wstaje rano o 7 i do 9 przegląda i czyta notatki, raz w tygodniu chodzi na zajęcia z francuskiego a w każdą sobotę jeździ do Zurichu uczyć się na somelliera. Dzizaz ja bym tak nie potrafil. Przy nim czuje się jak leniwe cieple kluchy, które tylko jedzą, śpią i chodzą do pracy narzekając ze są zmęczone. Na kursie głównie degustują, różne rodzaje win i tak oto co zajęcia wraca lekko napruty. Obserwując jego pęd do nauki sam nabrałem chęci zapisania się na kurs znajomości whisky, osobiście nie miałbym nic przeciwko degustowania tego szlachetnego trunku w ilościach zbliżonych do hektolitrów.
Przynajmniej raz w tygodniu wspomina o otwarciu swojej restauracji, opowiada jaki będzie miała wystrój, co będzie serwował, w jakich naczyniach podawał swoje potrawy i wino. Zabawnie mi się go słucha jak w restauracji krytykuje właścicieli, że podają dobre wino w zwykłym kieliszku, bo on u siebie będzie podawał w kryształowych kieliszkach od baccarat. Mrzonki i zupełne oderwanie od rzeczywistości, rozumowanie na poziomie 15latka, no ale… ja mu tego nie powiem.
Przez cale 2 tygodnie nie rozmawiałem z szefową, emocje opadły, miałem okazje przemyśleć całą sprawę na spokojnie i postanowiłem czekać na rozwój wydarzeń. Może ją wywalą, może sama odejdzie, za niedługo ma przylecieć do Berna nasz VP i dużo obiecuję sobie po spotkaniu z nim, jeśli postanowi nas restrukturyzować a moja pracę rozparcelować po Indiach i innych krajach Trzeciego Świata nic nie będzie wstanie zmienić już jego decyzji, za to może uda mi się ugrać coś lepszego dla siebie, jeśli odpowiednio przedstawię mu swoją wizję.
Przez telefon płakała, ale nie przepraszała, liczyła, że może ja ją przeproszę.
Planowanie tegorocznego urlopu odbywa się w cieniu bieżących wydatków i okoliczności. Nadzieja, że wystarczy i na urlop i na bieżące sprawy, pękła jak mydlana bańka. W związku z niepewną sytuacją w pracy oraz intensywnością naszych wyjazdów w ostatnich kilka latach postanowiliśmy nie spędzać urlopu na Hawajach, Karaibach czy w innych tropikach a wdrożyć plan w wersji oszczędnościowej.
W lipcu najpierw lecimy do Włoch, w Fasano zarezerwowałem nam wygodny apartament w Al Mirador a we wrześniu na tydzień do Tunezji gdzie Radisson otworzył niedawno nowy obiekt. Egipt, Balaton, Złote Piaski czy namiot w Rimini może wyszłyby jeszcze taniej, ale na razie aż tak źle z nami jeszcze nie jest.
A wciąż urzęduje na Malcie. W sobotę znowu do niej lecę. Niestety nie udało jej się znaleźć zajęcia, które w pełni satysfakcjonowałoby jej ambicje, oczekiwania i plany, dlatego najprawdopodobniej od maja będę odwiedzał ją w Edynburgu albo Amsterdamie. Malta w jej towarzystwie to zupełnie inne miejsce, mniej turystyczne, bardziej odkolorowane i po prostu zwyczajnie prawdziwe. Wciąż lubię tam wracać, bo ile razy się spotykamy mamy ubaw po pachy a poza tym pogoda i atmosfera na wyspie sprawiają, że człowiekowi od razu chce się żyć (i pracować w Szwajcarii).