Wróciłem do Europy żeby zaraz polecieć najpierw do Berlina a potem Paryża. W Berlinie zapoznałem się nieco bliżej z jednym rosyjskim kibicem, który oferował zajęcia wyrównawcze, początkowo wydawał się bardzo obiecujący, ale z czasem okazał się być zbyt drogi w użytkowaniu. Strzelać gole owszem lubię, ale po pierwszej wygranej tracę chęć zagrania kolejnego meczu z tym samym zawodnikiem, zwłaszcza gdy taki zawodnik poczuje kasę.
Razem z R. spotkaliśmy się z A. na kolacji w nowo otwartej Eiffel w Ku’Damm.
Wydawało mi się że jestem cool i pewne zachowania raczej mnie nie ruszają, ale gdy między jednym a drugim kęsem kotleta A. oznajmił, że nie leci ze swoją dziewczyną na Martynikę bo F. musi zrobić sobie skrobankę zrobiło mi się dziwnie. Jego argumenty zupełnie do mnie nie trafiały i gdyby nie to, że znam go już kilka lat chyba bym go nie polubił. Nie podejrzewałem siebie w ogóle o tak radykalną postawę, dopiero gdy zostałem postawiony w takiej sytuacji odezwało się we mnie prawdziwe ja. Może bierze się to stąd, że znam wiele par, które mocno starają się o dziecko i opowiadają, jakie to trudne, kiedy natura wydaje się być temu przeciwna.
Nawet R. wydala się poruszona sposobem, w jaki to powiedział, ale w sumie to nie nasza sprawa. Wieczór zakończyliśmy w barze, znieczuliłem się potrójnym pisco sour, ale ani do Ruska ani do żadnego Latynosa, Mulata czy innego Murzyna nie zadzwoniłem.
We Francji strajkuje Air France. Balem się ze zapowiedziany na poniedziałek strajk pokrzyżuje mi plany, dlatego poleciałem do Paryża już w niedzielę. M. nie miał nic przeciwko, bo każdą wolną chwile wykorzystuje na przygotowanie się do egzaminu i potrzebuje teraz w domu ciszy. Nocleg w hotelu de Louvre, obfita kolacja na Rue Saint-Honore, lampka szampana w hotelowym barze. Z R. nagadałem się chyba za wszystkie czasy, następnym razem spotkamy się dopiero w listopadzie w Bernie i zabiorę ją do restauracji, w której pracuje M.
Po niemal 2 latach spotkałem się w naszym paryskim biurze z L. która wyglądała jak milion dolarów. Gdybym był hetero, to chciałbym się z nią umówić.
Warszawa – ciepły, słoneczny dzień, na lunch poszedłem sam, do Mondevino i było mi z tym niespodziewanie dobrze. Czasem lubię pobyć sam ze sobą i nie potrzebuję do szczęścia przyjaciół czy nawet piłkarzyków.
Spałem w nowo otwartym Hampton’s by Hilton na Wspólnej. Na deklarowane 4 gwiazdki zasługiwał jedynie pan portier z Azerbejdżanu…
Dwa tygodnie wcześniej spędziłem w Warszawie weekend z M., który to stwierdził że Warszawa pod względem architektury kojarzy mu się ewidentnie z komuną: te blokowiska, szaro czarne gmaszyska w centrum, wszystko jakby dzieło przypadku. Pomimo deszczu zabrałem go do Łazienek posłuchać koncertów Chopina i ta atrakcja spodobała mu się najbardziej.
Policzyłem – od końca sierpnia tylko 3 dni spędziłem w domu. K. miała racje, jeśli kiedyś będę musiał zmienić pracę, będę bardzo nieszczęśliwy.
Ha, mam to samo poczucie. Tyle że na skale Polską. Szczęście dopada mnie, gdy mogę przespać się w fajnym hotelu. Przespać należy rozumieć dosłownie. 🙂 bez metafor.
Pracy nie zmienię, ale wszystko zanosi się na to, że reszta mojego Życia ulegnie zmianie.