Jako dziecko kilkakrotnie oglądałem głupkowatą komedie z Eddie’m Murphy’m, w którym główny bohater podróżuje do Kathmandu w poszukiwaniu tytułowego Złotego Dziecka. Moje wyobrażenie tego miejsca ograniczały się do wizji dalekiego, niedostępnego miasta, położonego wysoko w Himalajach gdzie jest zimno, ciemno, pełno śniegu i można spotkać kolorowo ubranych mnichów oraz latające smoki.
Czułem wtedy, że Himalaje to kolejne miejsce, które chciałbym zobaczyć, dotknąć, poczuć. Minęły lata i marzenie małego chłopca zaczęło się krystalizować. Samolot obniżał się do lądowania, najpierw widziałem błękitne niebo, ciemnozielone szczyty gór otaczające miasto a poniżej piękną, zieloną dolinę pełną kolorowych, małych domków nieregularnie rozsianych na ogromnej przestrzeni.
Lotnisko Nepalu nie przypomina w niczym wielkich międzynarodowych portów lotniczych z niezliczoną ilością świateł, pasów startowych i tłumem śpieszących się podróżnych. Nie ma tu wielkich sklepów, fast tracków, rozświetlonych restauracji – jest za to…luz.
Zanim odebrałem bagaż musiałem odstać swoje w kolejce po wizę. Jednemu pan dałem zdjęcie, drugiemu – wniosek wizowy, potem przeszedłem do trzeciego pana, który połączy wniosek ze zdjęciem – żeby otrzymać wizę musiałem przejść przez kilka stanowisk, co zajęło ponad godzinę.
Moja koleżanka z mediolańskiego biura była tutaj 2 tygodnie przede mną, opowiadała mi straszne rzeczy, ale wiem że nigdy wcześniej nie była w Indiach. W porównaniu z nimi Kathmandu należy do najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych miast Azji. Panujący chaos komunikacyjny, hałas, tłok, intensywne zapachy, wszechobecny bród oraz widoczna bieda mogą być dla niektórych trudne do wytrzymania, zwłaszcza w pierwszych dniach pobytu.
Tych tłumów nieco się obawiałem – czytałem o szarpaninach, agresywnych taksówkarzach i naganiaczach, generalnie atmosferze wymuszenia i stresu… Rzeczywistość okazała się łagodniejsza, przed wejściem zaczepiło mnie kilku taksówkarzy, którzy pytali, dokąd jadę, ale na szczęście czekał na mnie już hotelowy shuttle.
Pierwsze wrażenie z okien taksówki: uderzająca bieda i wszędobylski smog, mnóstwo ludzi chodzących w maseczkach na twarzy.
Chaos. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka. Bardzo ciasne uliczki w centrum zalane tłumem ludzi, a do tego samochody, motory, rowery, riksze. Kierowcy jadą jakby na oślep, maniacko naciskając klakson prawie bez przerwy, mijają pieszych i inne pojazdy na swojej drodze w ostatniej chwili. A mimo to nikt na siebie nie wpada, żadnych stłuczek, żadnych potrąconych ludzi.
Uśmiech Nepalczyków, uprzejmość i bijąca od nich radość neutralizuje pierwszy szok.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.