Na samą myśl, że pojutrze wrócę do temperatur na poziomie dziesięciu kresek poniżej zera, aż mną telepie. Póki co czerpię radość z pocenia się przy hotelowym basenie z drinkiem w ręku.
Na lotnisku w Kuala Lumpur, w sklepie wolnocłowym natknąłem się na parę starszych Francuzów podróżujących z dwojgiem nastoletnich nota bene najprawdopodobniej adoptowanych dzieci (rodzice biali, dzieci czarne). Musieli wracać już z urlopu, bo próbowali pozbyć się pieniędzy wydając je na ostatnie zakupy. Wybrali 3 kartony papierosów i próbowali zapłacić za nie malezyjskimi ringitami tajskimi bahtami dolarami singapurskimi kilkoma euro i jakąś jeszcze egzotyczną walutą. Jak zaczęli wyciągać drobne banknoty potem zamieniać je na drobne monety, które tez im zostały, potem przeliczać po kilka razy całą kupkę pieniędzy patrzyłem z uśmiechem, pani za ladą miała minę nietęga, zauważyłem jak przewraca oczami z niecierpliwości i komentuje coś w bahasa do koleżanek. Jakby była separatystką od razu by ich rozstrzelała.
Najbardziej jednak w pamięci utkwiła mi historia, o której przeczytałem w lokalnym The Star o niespełna 21letnim chłopaku z okolic Kota Kinabalu, który zgwałcił swoją 76 letnią babcię. Według zeznań ciotki, młody gwałciciel około południa wszedł do pokoju babci, zatrzasnął drzwi, zdjął jej pieluchę i przeleciał babinkę.
O takich historiach to tylko w Malezji mogę poczytać.
Na lotnisku w Bangkoku czekała mnie przeprawa żeby dostać się do hotelu. Trafił mi się kierowca ni w ząb mówiący po angielsku. W ogóle to gadał do siebie ten leciwy dziadek i nigdy nie wiedziałem czy mam zgadywać co próbuje mi powiedzieć czy akurat rozmawia z kimś przez telefon, bo prowadził auto ze słuchawkami w uszach. Taksówka niby licencjowana, z numerem i taksometrem, ale w środku wypisz wymaluj egzotyka: taksometr stary i zepsuty pamietający chyba lata 80., sufit wytapetowany banknotami z różnych części świata, przy kierownicy ołtarzyk ze świeżymi kwiatkami, figurkami buddy i jakimiś różańcopodobnymi zdobieniami. Balem się że nie wie dokąd mnie wiezie, choć widziałem jak wybiera numer telefonu hotelu i chyba pyta o adres. Trzęsło mną trochę, ale taka egzotyka w małej dawce jest zawsze przyjemna.
W pewnym momencie wyciągnął torebkę pełną liści, które potem wkładał do buzi i przeżuwał – niby nic, dopiero jak otwierał okno żeby zdrowo odcharknąć i splunąć to zrobiło mi się niedobrze.
Podjeżdżając pod hotel nie wyrobił na zakręcie, usłyszałem tylko zgrzyt, gdy zawadził jednym bokiem o wysoki krawężnik tracąc felgę i boczna listwę.
W pracy czeka mnie bardzo pracowity okres, widziałem już plan spotkań wyznaczonych na koniec miesiąca, kupiłem tez bilet do San Francisco, a żeby sobie odbić podły nastrój lecę tam przez Vancouver.