Przesiaduję w biurze jakbym życia poza nim nie miał. Od 9 do 21 i tak dzień w dzień, bez ustanku. Rano czołgam ciabatą, by po południem zabrać się do robienia maili. Ciabata niby przyjechała tutaj żeby nauczyć się mojej pracy i mnie odciążyć, ale coś kiepsko jej to idzie, bo pieprzy maile jeden za drugim i wesoło jest potem czytać wszystkie fanaberie które wypisuje. Ludzie się wściekają i odpisują do mnie a ja motywowany chęcią otrzymania bonusa odsyłam ich powrotem do Indii. Nakręcam spiralę, być może ktoś kiedyś skapituluje, dostanie depresji i wyśle cały ten nasz majdan w kosmos albo co najmniej wpadnie do biura z kałasznikowem i wytnie wszystkich w pień – oczywiście oprócz mnie, żebym mógł dostać wysokie odszkodowanie od pracodawcy za stres pourazowy.
Jestem korporacyjną dziwką, która za odpowiednią kasę zrobi wszystko.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa