Wyjazd integracyjny, urlop, święta, weekend, choroba czy delegacja – nieważne, na mojego szefa żabojada zawsze mogę liczyć, że będzie przysyłał mi maile. Nawet podczas integracyjnej kolacji miał wenę i napisał mi dwa wystukując je chyba w trakcie przerwy na sikanie.
Nie przeszkadzałoby mi to nadto, gdyby tylko nie oczekiwał odpowiedzi najszybciej jak się da. Zanim więc poszedłem w kimę motywowany poczuciem oddania odpisałem mu na kilka, co by pokazać mu swoje zaangażowanie pracą a przede wszystkim zrobić mu dobrze jak się obudzi, bo szefa trzeba dopieszczać inaczej strzela fochy.
Na efekty nie musiałem długo czekać. Punkt 9. spotkaliśmy się na wspólnym śniadaniu w restauracji berlińskiej wieży telewizyjnej, szef pojawił się w radosnym nastroju i na dzień dobry zaaprobował mi wyjazd na czerwcową konferencję w czeskiej Pradze.
Kolejną atrakcją wyjazdu były wyścigi trabantami po ulicach Berlina. Podzielono nas na sześć grup, przydzielono zadania, sprzęt, wytłumaczono zasady gry a na koniec szybko przyuczono jak prowadzić auto zwane zemstą Honeckera.
Zabawa polegała na tym, żeby w jak najkrótszym czasie odnaleźć na planie miasta kilkanaście opisanych zagadka punktów, zrobić sobie zdjęcia na ich tle i wrócić na miejsce zbiorki.
Na początku do zadań podchodziliśmy bardzo poważnie, ale kiedy auto najpierw kilkakrotnie nami podrzuciło a potem niespodziewanie zbuntowało się, odmawiając kierowcy posłuszeństwa i co najgorsze wstrzymując przy tym ruch na ulicy dostaliśmy głupawki i tak trzęsąc się ze śmiechu chcąc czy nie chcąc wrzuciliśmy sobie na luz. Kilka razy mało się nie posikałem próbując wydostać się z tylnego siedzenia, małe to ustrojstwo, ciasne, kanciaste i wyczulone na najmniejsza nierówność na drodze.
I tak udało nam się zaliczyć wszystkie 6 punktów zaznaczonych na mapie wdychając przy tym niemała ilość spalin, która trabi produkował w ilości przekraczającej dopuszczalne normy.
Po lunchu z obowiązkowym curry wuerst wsiedliśmy na statek wycieczkowy, który przez trzy godziny opływał Berlin wzdłuż i wszerz podczas gdy ja wykorzystałem ten czas na drzemkę.
No proszę co można robić w Berlinie – szukać skarbów różowym trabim, świetne!