Do niektórych wniosków dochodzi się miesiącami albo i dłużej, mnie zajęło to kilka tygodni podczas, których dużo myślałem, analizowałem i planowałem. Rozpisałem sobie na nowo wszystkie za i przeciw, co dzień wracałem też do dawno napisanej notki próbując określić zdrowo rozsądkowy punkt odniesienia. I codziennie, niezmiennie dochodziłem do tych samych wniosków…
Pieniądze to nie wszystko. Zresztą dostałem obiecany bonus w podzięce za cały szajs, z którym musiałem się zmagać przez ostatnie kilka miesięcy i mam teraz ekstra środki, których nie planowałem. Przestaję rozwijać się zawodowo, niczego nowego się nie uczę, z piedestału spadłem do poziomu transakcji, ciągle zajmuje się „gaszeniem pożarów”, prawie w ogóle już nie podróżuję, bo nie ma pieniędzy, z nikim się nie spotykam, bo po co, jakakolwiek inicjatywa z mojej strony jest duszona w zarodku. Międzynarodowa firma sypie się kawałek po kawałku a moje stanowisko z dnia na dzień staje się coraz mniej istotne, że aż wręcz niepotrzebne. Mój szef jest niereformowalnym cholerykiem i pracoholikiem, przy tym jest gburowaty, wymagający i zawsze musi o wszystkim wiedzieć. Nie mam ochoty dłużej tolerować jego humorów, menstruacji i dziwnych wahań zachowan. Projekty, którymi tak często mydlono mi oczy przestały być ważne, zastąpiono je innymi, bardziej ważnymi a mnie rzucono jakieś ochłapy, byleby czymś mnie zająć.
Nie mam nikomu za złe, że tak się dzieje, nie jestem zły ani na szefa ani na firmę, w końcu ten moment musiał kiedyś nadejść. Pękła bańka mydlana, skończyły się puch i piana, słodko pierdząca rzeczywistość, lukier z brokatem, moje eldorado – przykręcono kurek. W porządku. Dzięki temu łatwiej podjąłem decyzje.