Koleżanka z recepcji przyznała się, że nigdy jeszcze nie była w Mediolanie. Takie wyznanie po przeszło 8 latach życia w Bernie i z ponad 40. na karku sprawiło, że wraz z Audrey zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać tylko trzeba Biance pokazać stolicę Lombardii. Od pomysłu do czynów droga była już krótka. Pech tylko chciał, że Audrey nie mogła jechać akurat w ten jeden jedyny wrześniowy weekend, więc zaszczyt spędzenia całej soboty z Biancą padł na mnie. Z dwu miesięcznym wyprzedzeniem kupiliśmy bilety na pociąg i zarezerwowaliśmy hotel. W Mediolanie od maja trwa wystawa Expo i kupienie biletu na trasie Berno Mediolan graniczy z cudem, w weekendy nie ma miejsc w pociągach, choć SBB ponoć zwiększyło liczbę składów.
Wyrwałem się wcześniej z biura symulując chorobę, o 18. spotkaliśmy się na dworcu w Bernie. W pociągu Bianca wyciągnęła butelkę mocno schłodzonego Moeta oraz przygotowała talerz serów, które to wyniosła z naszego firmowego lunchu, wszystkie te smakołyki rozłożyła po równo na pięknej tekturowej paterze bogato zdobionej winogronami. Wiedziałem co się szykuje, bo Bianca do estetka dlatego wcześniej w Coopie zakupiłem dla nas opakowanie plastikowych kieliszków do szampana. Na ich widok Bianca zapiszczała z radości. Zajeżdżało tandetą, ale liczył się efekt – połowa naszego wagonu patrzyła w naszą stronę z zazdrością obserwując jak dogadzamy sobie podczas 3godzinnej podróży do Mediolanu. Brakowało tylko kolorowych światełek, świeczek, muzyki i brokatu.
W Mediolanie ciepło jest nawet w nocy, w Bernie 3 stopnie a tutaj 15. Pojechaliśmy taksówką do Radissona wcześniej obfotografując budynek dworca, pociągu i przede wszystkim nas, bo koniecznie chcieliśmy podzielić się wrażeniem z Audrey. Na bieżąco prowadziliśmy dla niej fotorelacje, żeby czuła jakby tu z nami była.
W hotelu masa gości, ale udało się nam znaleźć miejsca przy barze, bo wieczór dopiero się zaczynał… Bianca zapoznała barmana, raz po raz czule szepcząc mu do ucha coś po hiszpańsku.
Miałem ambitny plan, żeby zostawić torbę w przechowalni na dworcu centralnym, kto by jednak przypuszczał, ze aby się do niej dostać trzeba odstać swoje w kilometrowej kolejce. Szkoda było nam czasu i energii stąd po Mediolanie chodziłem z torbą na kółkach, co w sumie okazało się wygodne, gdy kupiłem sobie dwie pary butów i miałem je gdzie schować.
Pod Duomo siedzieliśmy w kafejce na lampce prosecco, gdy zza rogu wyszła… Milenka, bo akurat spędzała weekend w niedalekim Bergamo. Było intensywnie…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.