1.
Słowo honoru coś nie halo jest z obsługą w tym hotelu. Ludzie, którzy tutaj pracują chodzą jacyś skołowani i albo są przemęczeni albo może są po jakiejś traumie, bo myślenie nie jest ich mocną stroną. Od 11 czekałem na kierowcę z biura podróży, ale ten się nie pojawiał. Około 11.30 ktoś próbował dzwonić do mnie na komórkę ze Stanów, ale zignorowałem połączenie myśląc, że to pewnie ktoś z pracy a ja miałem dziś wolne. Około południa usłyszałem pukanie do drzwi, dwóch panów z obsługi twierdziło, że na dole ktoś na mnie czeka. Zjechałem windą do lobby, nikogo czekającego nie dostrzegłem, poszedłem więc do recepcji. Trzy panie nie miały zielonego pojęcia czy ktoś na mnie czekał, wysłały mnie do conciergea. Było ich dwóch ale ani jeden ani drugi nie miał bladego pojęcia o kogo chodziło. Powołałem się na dwóch osobników, którzy 5 minut temu odwiedzili mój pokój.
– Jak wyglądali? – zapytał jeden z nich. – No byli czarni – bo tylko to zapamiętałem. Nie wiedzieli. Wyszedłem przed hotel, boyki hotelowi też nic nie widzieli i nic nie słyszeli. Wkurw. Nikt nie miał pojęcia kto przyszedł po mnie do pokoju…
Wróciłem do lobby i postanowiłem się stamtąd nie ruszać.
Po kwadransie podszedł do mnie jakiś Hindus, okazało się że to mój kierowca. Opowiedział mi, jak od ponad godziny próbował do mnie dotrzeć. Pindy z recepcji nie chciały zadzwonić do mnie do pokoju powołując się na ochronę danych i prywatność gości. Pomimo tego, że znał moje pełne imię i nazwisko i pokazywał im swoją legitymację przewodnika oraz dowód. Były nieugięte. Kazały mu zadzwonić do mnie na komórkę. Nie znał numeru dlatego zadzwonił do swojego biura w Bahrajnie, to skontaktowało się z biurem w Katarze a tamci ze Stanami. Teraz już wiedziałem kto próbował się do mnie wcześniej dobić.
2.
W hotelu mają bezprzewodowy darmowy internet. Uruchomiłem wifi i próbowałem połączyć się z jedną z sieci radisson. Problem polegał na tym, że co chwilę gdy tylko udało mi się z nią połączyć wyrzucało mnie i musiałem logować się od nowa. Irytujące.
Rano zadzwoniłem do recepcji, przełączyli mnie do hotelowego managera działu IT – nie wiedziałem, że coś takiego mają. Pan powiedział, że nie wie czemu mnie wyrzuca z sieci, ale obiecał że się tym zajmie. Po południu zadzwoniłem do recepcji, że nie mogę wysłać poczty, nie działa internet, wyrzuca mnie z hotelowej sieci. Kobieta z recepcji zapytała mnie z jaką siecią się łączę, odparłem zgodnie z prawdą że próbuje z wifi radisson.
– Czemu się Pan łączy z siecią radisson, jak ona nie działa?! – nie spodobał mi się ton w jaki to oznajmiła. – Musi Pan z siecią xyz. Oczywista oczywistość.
Skąd ja miałbym to niby wiedzieć głupia babo?!
3.
Wieczorem zszedłem na kolację do hotelowej restauracji. Serwowali całkiem spory bufet, ale wyglądał już na mocno przebrany dlatego wolałem zamówić coś z karty. Upewniłem się wcześniej czy tak można, pryszczaty kelner pokiwał twierdząco głową.
– Co by mi Pan polecił?
– Bufet.
– … nie chcę bufetu, mogę zamówić coś pojedynczego z karty?
Cisza.
– …szczerze to miałbym ochotę na rybę albo coś z owoców morza.
Kelner stał jak wryty, kiedy przeglądałem menu.
– … dobre ryby i owoce morza mają w hotelu obok. – Zbaraniałem, ale posłuchałem dobrej rady i poszedłem do Crowne Plaza.
Motto sieci Radisson brzmi „Yes, we can!” Tutaj jest jednak na opak.