Po dzisiejszym hotelowym śniadaniu mam delikatnie mówiąc lekką traumę, na dodatek w brzuchu mnie skręca, a ile razy o tym myślę wydaje mi się, że zacznę rzygać freskami na ścianę… Jakiś samopas biegający dzieciak nie mógł pohamować wydalania smarków i gdy nachylał się nad podgrzewaczem z jajecznicą widziałem jak wpadają do środka jego baboki. Współczulem każdemu z gości, który nakładał potem sobie na talerz te smakołyki… a bachora należałoby zrzucić z piętra.
Mamy dziś w planach jedynie odwiedzenie akwarium Kaiyukan a potem panoramiczną przejażdżkę niedaleko położonym młyńskim kołem.
M. zwrócił mi uwagę na ciekawą rzecz, na ulicach widać budki z jedzeniem albo inne przewoźne garkuchnie, ale w powietrzu darmo szukać ich zapachu. Tak jakby mnie lub bardziej przyjemne dla nosa zapachy w ogóle nie miały prawa opuścić wielkich gorących garów.
Poszliśmy do parku po prostu bezczynnie posiedzieć na ławce i nacieszyć oczy kwitnącymi wiśniami. Oboje potrzebowaliśmy takiego leniwie spędzonego dnia. Siedząc w kole widokowym rozmawialiśmy o tym czy uda nam się w tym roku polecieć na Hawaje. M. nie może doprosić się dwutygodniowego urlopu, co trochę jest dziwne, czasem mam wrażenie że jego szef celowo komplikuje ich grafik bo jest zazdrosny o wszystkie wyjazdy M. Nawet jeśli nie polecimy na Hawaje na pewno uda się nam spędzić tydzień w San Francisco, a potem będę musiał zacząć rozglądać się za jakąś pracą.
Po powrocie do Szwajcarii zostanie mi ostatni miesiąc w pracy. Pewnie bardzo szybko mi zleci a potem rzucę się w wir wyjazdów, podróży i kursów językowych, po których nastąpi jedna wielka niewiadoma.
Kiedy w wieku 22 lat leciałem w pojedynkę do Stanów też nie miałem wszystkiego zaplanowanego. To chyba najbardziej w tym wyjeździe mnie ekscytowało, świadomość że za każdym rogiem czekała mnie przygoda. Wcześniej dwukrotnie byłem w Stanach, wiedziałem czego się spodziewać, że jakąś prace znajdę, potrafiłem się odnaleźć w innej kulturze, miałem pieniędzy na 2 miesiące życia. Byłem odważny i gotowy na przygodę przez duże P. Śmieszne, że teraz nawet nie pamiętam jakim najtańszym środkiem transportu można dostać się z lotniska do centrum San Francisco. Odkąd przerzuciłem się na taksówki albo limuzyny z kierowcą przestałem zwracać uwagę na to gdzie znajdują się przystanki autobusowe albo kolejki BART. Wciąż podoba mi się mój misternie uknuty plan na następne kilka miesięcy, ale co potem? Nie wiem. Z drugiej strony nie wiem co będzie jutro, więc po co się nakręcać myślami co będzie za rok. Z perspektywy czasu te moje kilka miesięcy 2002 roku w San Francisco były jednym z najważniejszych okresów w moim życiu. Wiele się wtedy o sobie dowiedziałem, nauczyłem się samodzielności, wytrwałości i zaradności, stałem się bardziej wytrzymały choć nie było lekko, zdarzały się chwile słabości i zwątpienia, zdarzało mi się nawet płakać, ale teraz z perspektywy lat wspominam tamte czasy śmiejąc się do siebie w myślach. Tamta wyprawa w dużym stopniu ukształtowała mnie jako faceta , nie byłbym tym kim jestem teraz gdyby nie tamten wyjazd. Pokochałem wtedy San Francisco i ta miłość trwa do dziś.
Widząc szczęście w roześmianych migdałowych oczach M. po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu jak dobrym pomysłem było zabranie nas do Japonii. Liczyło się teraz i tutaj a na resztę przyjdzie kolej w swoim czasie…