Nie mam konta na Facebooku, Snapchacie, Pintereście, MySpasie, Twitterze. Zupełnie nie czuję klimatu popularyzowania się na portalach społecznościowych. Jak czytam, że ktoś ma +500 znajomych na którymś z portali zastanawiam sie ilu z tych 500 osób może naprawdę nazwać przyjacielem. Czy gdyby ktoś przespał się z 350 osobami oznaczaloby że był w 350 związkach?
Kiedyś połknąłem bakcyla nk.pl a potem FB, udzielałem się dość aktywnie komentując posty, aktualizując co jakiś czas swój profil, dodając atrakcyjne zdjęcia i nieustająco poszerzając grono znajomych, ale po jakimś czasie zacząłem dostrzegać wady istnienia w sieci. Grono znajomych rosło, ale wcale nie czułem się szczęśliwszy, ile razy dopadało mnie poczucie samotności nie mogłem liczyć na wsparcie swoich wirtualnych przyjaciół. Z czasem musiałem cenzurować to co chcialem napisać albo zdjęcia które chciałem wrzucić na profil. Nie z każdym chciałem się dzielić gdzie i z kim spędzałem wakacje lub swój wolny czas. Irytowalo mnie że znajomi z pracy mogą podglądać moje życie osobiste, oglądać moje fotki i je komentować. Burzyłem się kiedy osoby praktycznie obce wysyłały mi zaproszenia do kontaktu a ja musiałem się nagimnastykować jak sie wykręcić, żeby tego zaproszenia nie zaakceptować i kogoś nie obrazić. Mialem tak że znajomymi z dawnych lat, ludźmi z pracy, sąsiadami, znajomymi znajomych, rodziną i swoimi ex. Teraz gdy słyszę że ktoś zmienia status z zajetego na wolny bo właśnie rozstał się z lubym mam z tego niezłą bekę. Szkoda mi czasu na przesiadywanie przed komputerem i ciągłym aktualizowaniem tego co akurat dzieje się w moim życiu: niuniek zrobił samodzielnie kupkę, od dziś aa i siusiu, kupiłem nowy nóż ale chleb kroję starym, jestem u ginekologa, wczoraj schlałem się jak świnia, bzyknąłem kobietę konia, przebiegłem dziesięć kilosów i zjadłem wątróbkę, pomocy mam wodogłowie – wszystko okraszone samojebkami z dzióbkiem.
Korzystam z linkedin ze wzgledów zawodowych, ostatnio zalożylem konto na instagramie ale powoli zaczyna mi się nudzić ciągłe wrzucanie bzdurnych fotek i lajkowanie innych. Spędzam średnio pół godziny dziennie klikajac ipada a w zamian dostaję kolejny niepotrzebny gadżet, wirtualną popularność i fałszywe poczucie akceptacji. To ja już wolę spotkać się z przyjaciółmi, w jakiejś fajnej knajpie, pogadać o tym co u każdego z nas słychać i mieć fajne, realne wspomnienia. Wszystkie profile wydaja się byc identyczne, wymuskane laski i faceci, ekshibicjonizm, kasa lans i pustka w środku, napompowana nierzeczywistość.