Dziś czeka mnie bardzo długi piątek. Jest jeszcze wcześnie rano, o 13 mam samolot do Santiago, ponad 12 godzin spędzę zamknięty w samolocie i pokonam kolejne 10 tys kilometrow. Gdy wyląduję w Santiago będzie znowu piątek godzina 11 rano. Nieźle to namieszane.
W ciągu ostatnich dwóch dni temperatura w Sydney spadła do 10 stopni, na dodatek potwornie wieje, czuje jakby miało mi zaraz urwać głowę. Zmarzłem chodząc po mieście, marzłem w pokoju nim zorientowałem się że klimatyzacja ma opcję ogrzewania, nic dziwnego że złapało mnie przeziębienie. O pierwszej w nocy targany dreszczami, brałem jeszcze gorącą kąpiel i faszerowałem się lekami, bo nie chciałem cierpieć w podróży. Do Chile lecę bezpośrednio Qantasem.
Na lotnisko dotarłem shuttle busem. Mając w pamięci brzmiące słowa K. „szkoda kasy na taksówki, lepiej wydać ją na coś innego”. Pierwszy raz wykorzystałem swój nowy status w One World, w kilka minut odprawiłem się na stanowisku pierwszej klasy i załapałem się do loungu do super okazałe śniadanie. Gdy ogłosili boarding spokojnym krokiem ruszyłem w kierunku wejścia do samolotu. Przed wejściem przeczytałem jeszcze o zamachu w Nicei i zrobiło mi się strasznie smutno. Zawsze miałem bardzo dobrą opinię o liniach Qantas, międzykontynentalny wielogodzinny lot a oni podstawili jakiegoś rzęcha, samolot zdawał się mieć więcej lat ode mnie, wszystko w nim skrzypiało, zgrzytało, chybotało i telepało. Wewnątrz kabiny wystrój rodem z lat 90, stare, zużyte siedzenia, wyposażenie które ewidentnie nadgryzł ząb czasu, na dodatek wszystko wydawalo się jakieś lepkie od brudu i zaświnione. Gdy startowaliśmy nagle otworzyły się wszystkie szafki, ubrania i przedmioty zaczęły wypadać a samolot wydał z siebie głośne, bardzo niepokojące dźwięki jakby rozrywanej od środka konserwy. Latająca trumna – pomyślałem.
Średnia wieku personelu pokładowego 45 lat, same stare meduzy i brzuchaci panowie, nie bylo nawet na kim oka zawiesić a na dodatek pokładowy program rozrywkowy oferował 5 filmów na krzyż. Czepiam się, ale jak na tak długi lot Qantas mógł się trochę bardziej postarać, zwłaszcza jeśli porównać ich połączenie na o wiele krótszej trasie z Singapuru do Sydney. Z drugiej strony jeśli ktoś kiedyś leciał United to w porównaniu z nimi Qantas to luksus.
Jeszcze w Sydney rezerwowałem wycieczki na kolejne dni w Kolumbii, Ekwadorze i Brazylii. Przez ostatnie kilka dni zbieram potwierdzenia i układałem w myślach plany, co zawsze sprawia mi niesamowitą przyjemność.
Już zupełnie zapomnialem jak malowniczo położone jest Santiago, wokoło miasta rozciągają się białe ośnieżone szczyty Andów które przy pięknej pogodzie wyglądają naprawdę zjawiskowo na tle niebieskiego bezchmurnego nieba. Obrazki przypominają trochę Szwajcarię gdyby nie duża ilośc wysokich budynków których w Szwajcarii jest jak na lekarstwo. La Dehesa położona jest daleko od centrum dlatego trochę musiałem się nagimnastykować żeby znaleźć niedrogi środek transportu do swojego hotelu.
La Dehesa leży na obrzeżach dzielnicy Lo Barnechea i znana jest m.in. z tego, że mieszkał tutaj Pinochet. Poszedłem zobaczyć centrum handlowe Falabella bo poza nim chyba niewiele jest tutaj do zobaczenia…