Atmosfera staje się coraz cięższa. Matka całymi dniami praktycznie przykuta jest do kanapy, z ostentacyjnie rozłożoną noga w gipsie, otoczona – metaforycznie mówiąc – artystycznym nieładem… Dookoła walają się niedbale porozrzucane różnego rodzaju przedmioty, których w każdej chwili mogłaby potrzebować: telefony, leki, jakieś książki, gazety, kule, wypis ze szpitala, program telewizyjny i pilot od telewizora – wszystko na wyciągnięcie reki. Takie jej osobiste centrum dowodzenia skąd wydaje polecenia i komendy, bo niestety rzadko towarzyszy temu słowo proszę. Brzmienie jej głosu jest nieznośne i opryskliwe, szorstkie i takie władcze. Staram się być cierpliwy i wyrozumiały, za każdym razem delikatnie przywracając ją do pionu i wyjaśniając subtelną różnicę między słowami pomoc a wyręczanie się kimś. Niemniej jednak kilka razy musiałem zdusić w sobie urazę i chęć odpowiedzenia jej w podobnym tonie.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cały ten swój negatywny ładunek emocjonalny (świadomie lub nie) przekazuje babci, która potrzebuje dużo ciepła, życzliwości i pewnie jakiejś terapii jeśli jej stan ma się nie pogorszyć. Niestety babcia głównie może liczyć na krzyki, pretensje i niezadowolenie, stąd więc jak cień tylko snuje się z kąta w kąt i coraz bardziej gaśnie w oczach. Nie trzeba być lekarzem, żeby zauważyć że w bardzo zwolnionym tempie wypowiada swoje myśli. Matka odbiera jej zachowanie jako przejaw złośliwości, lekceważenia buntu i braku chęci rozmowy. Nieustannie ją pogania, okazuje złość i niezadowolenie co w konsekwencji prowadzi do niepotrzebnych konfliktów. Babcia fiksuje, nie śpi, ma zjawy, wygaduje i robi niestworzone rzeczy.
Początkowo ambitnie próbowałem trochę załagodzić całą sytuację, ale dość szybko skapitulowałem, bo nie zmienię 61 letniej kobiety. Dlatego odpuściłem i usunąłem się daleko daleko od huśtawek nastroju, przykrych komentarzy, słownego gradobicia i durnych pomysłów od których człowiekowi otwiera się nóż w kieszeni. Jak na ironię zawsze była taka rozsądna i wyważona, ale teraz wychodzi z niej wszystko co najgorsze i podłe, jest opryskliwa, arogancka, bezlitosna i okrutna. Obawiam się że to dopiero początek możliwości jej charakteru i w przyszłości będziemy jeszcze mieli z nią niemały problem.
Matka od nikogo nie chce słyszeć o jakiejkolwiek pomocy, warczy i nie daje sobie nic powiedzieć, wszyscy którzy próbowali wyciągnąć pomocną dłoń zostali zbesztani i odeszli z niczym, summa summarum odechciewa się człowiekowi cokolwiek proponować w obawie przed słowną chłostą. Wszyscy chodzimy podenerwowani i nabuzowani, każdy nosi w sobie pretensje i niezadowolenie, które nie mają ujścia. Nie dałbym rady wytrzymać długo w takiej atmosferze, a jestem tam przecież tylko przez parę godzin dziennie, współczuję ojcu żyć w tym wariatkowie. Starość jest straszna – mam nadzieję że nie dożyję wieku kiedy przestanę być samodzielny i będę potrzebował czyjejś pomocy.
Pobyt we Wrocławiu nie należał do najprzyjemniejszych, spotkałem się z kilkoma znajomymi, odwiedziłem parę ulubionych miejsc, ale w sobotę przed odlotem odetchnąłem z nieukrywaną ulgą, że rano już mnie tutaj nie będzie i nie będę musiał dalej uczestniczyć w tej rodzinnej szopce.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.