Polecieliśmy na urlop na Sycylię. Z tym zamiarem zanosiliśmy się już od dawna, M. odkąd pamiętam robił mi dziurę w brzuchu próbując przekonać mnie, że Sycylia to słodko pierdząca wyspa, cudna zwłaszcza pod kątem kulinarnym, bo największe włoskie przysmaki pochodzą właśnie stąd. Akurat zbliżały się jego urodziny, na dalekie, transkontynentalne wojaże szkoda było mi pieniędzy, poza tym liczyliśmy się z wydatkami z okazji zbliżającego się wielkimi krokami wesela więc pomysł Sycylii narzucił się sam.
Siedzieliśmy już sobie wygodnie w samolocie do Katanii, gruchając jak dwa gołąbki, racząc się winkiem tudzież szampanem, gdy pilot oznajmił nam, że z powodu gęstej mgły powinniśmy spodziewać się lekkiego opóźnienia. Mało się tym przejęliśmy zwłaszcza za sprawą miłej pani w Edelweiss, która cały czas pilnowała, by nasze kieliszki nie pozostawały puste. I tak oto lot minął miło, bezstresowo i w bardzo przyjemnej atmosferze, razem z M. tryskaliśmy humorem ciesząc się na czekającą nas niebawem przygodę. Schody zaczęły się później… W Katanii mgła wcale nie opadła dlatego nieplanowanie wylądowaliśmy 200 km dalej, w Palermo skąd specjalnie zorganizowanym autobusem mieliśmy dojechać do miejsca przeznaczenia. Prawie dwie godziny po przylocie, obstawieni bagażami wciąż czekaliśmy na jakąś informację co dalej z nami będzie, bo autokaru czy kogokolwiek z obsługi Swiss ani widu ani słychu. Na moją prośbę M. zaangażował się w misję specjalną i poszedł wybadać ile kosztowałaby nas taksówka z Palermo do Katanii i gdy tylko zobaczyłem, że wraca z uśmiechem od ósemki do ósemki, wyrwałem na szybko dwóch miłych i przystojnych dojrzałych panów z tzw. Familii i zaproooonowałem zrzucić się na ten przejazd bez konieczności zdawania się na łaskę linii lotniczej. Pan kierowca, prosty, młody i jakby przygłuchy Sycylijczyk rozumem nie grzeszyl, za to za 300 euro pędził autem 120-150 km/h jak szalony, że kilka razy myślałem że nas pozabija, a zwolnił dopiero gdzieś 70km przed miastem, bo mgła dała nam we znaki, po prostu ściana mleka i nie dało się szybciej jechać. Na lotnisku w Katanii bałagan i zgiełk, odlatujący pasażerowie mieszali się z przybyszami z Palermo oraz członkami rodzin, które tłumnie zdecydowały przybyć na lotnisko przywitać swoich bliskich. Poodwoływane samoloty, opóźnione woloty, dzikie tłumy, drące się bachory, hałas, zgiełk, wszędobylski smród dymu papierosowego – koszmar. Na szybko załatwiłem nam nocleg w hotelu przy lotnisku, bo nasza wypożyczalnia aut była już niestety zamknięta. Przeszło godzinę zajęło nam znalezienie shuttle busa do hotelu, ale gdy wkońcu dotarliśmy do Hotelu Catania Airport International, rzuciliśmy walizy do pokoju z wodokiem na krematorium to zamówiliśmy sobie odpowiednie duże i mocne drinki i wreszcie zrobiło nam się naprawdę błogo… Rano jedziemy do Ragusy.